Forum Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku Strona Główna


Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku
OFICJALNE FORUM
Odpowiedz do tematu
Requiem - rozdział 6,7
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 6: Purpurowa burza

- Jednak się pomyliłeś mistrzu, odzyskanie sił zajęło mi więcej czasu niż przewidywałeś. Robimy jednak znaczne postępy, to prawdziwi geniusze. Zastanawia mnie tylko zachowanie Selene, czuję od niej pulsująca nienawiść do mojej osoby. Mam nadzieję, że podczas prawdziwego starcia skieruje ją przeciwko Urgashowi. Mam nadzieję, że dane nam zostanie jeszcze kilka dni.
Delana wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na usypany grób. Odgłosy szczękającej stali nie pozwalały jej dłużej skupić myśli. Wzgórze znajdujące się nieopodal jaskini przypominało raczej porządnie zaorane pole uprawne, po którym szalały trzy diabły. Dewastacja otoczenia postępowała z każdym kolejnym treningiem.
- Odpocznijcie trochę – zawołała Shadowstep
Drax usiadł natychmiast na ziemi.
- Ona ma rację, od śmierci Illiatha minęło dwadzieścia sześć dni, w każdej chwili może pojawić się zagrożenie.
Selene jedynie parsknęła, nie znosiła, gdy któryś z chłopaków przyznawał racje nowej mistrzyni. Delana podeszła bliżej.
- Od teraz musicie trochę odpuścić, koniec miesiąca jest blisko i nie można przewidzieć, jaki ruch wykonają przeklęci.
- Staruszek Illiath ci to powiedział? – rzuciła ironicznie.
Chłopaki już przestali reagować na zaczepki Selene, Delana także wydawała się puszczać je bokiem. Słońce jęło się ku zachodowi całe ptactwo kierowało się w stronę lasu, a od morza wiał coraz chłodniejszy wiatr.
- Dobra starczy na dzisiaj – powiedział Melfice przerywając milczenie.
Wszyscy zebrali się i wrócili do swoich kwater. Tymczasem Requiem nie było tak spokojne jak zwykle.
- Ascaron!
- Tak arcymistrzu?
- Postaw gwardie w pełnej gotowości, pieczęć znacznie osłabła, mam przeczucie, że szykuje się coś większego. Wykonać!
- Rozkaz panie!
Ascaron bez zwłoki opuścił kwaterę wodza i udał się do skrzydła gwardzistów. Zatrzymywał się przed każdymi drzwiami i mocno walił w nie pięścią, aby obudzić drzemiących gwardzistów. Po niedługim czasie wszyscy już zebrali się na dziedzińcu. „Co jest do diabła!” wołały niezadowolone głosy. Tłum bym prawdziwie oburzony, że zakłóciło się mu popołudniową drzemkę, ale na Ascaronie nie zrobiło to większego wrażenia.
- Zamknijcie się na chwilę! – wykrzyknął z całych sił.
Nastała cisza, a wszyscy zwrócili swój wzrok na Ascaron.
- Z rozkazu czcigodnego arcymistrza, ogłaszam pełny stan gotowości. Jegomość obawia się, że nadciąga większa bitwa, pierwsza od dłuższego czasu. Macie sprawdzić własne uzbrojenie i ewentualne braki zgłosić do kwatery zaopatrzeniowej. Bądźcie czujni i nie dajcie się zabić. Niech Thanatos usłyszy naszą melodię!
- Bo do niego niesiemy tę pieśń! – odpowiedział zgodnie tłum po czym wszyscy rozeszli się do kwater wypełnić rozkazy.
Aż do późnego wieczora w Requiem nie ustawało bicie kowalskich młotów czy dźwięku osełki ocierającej się o stal. Requiem szykowało się na wojnę.
- Delana, jeśli mamy walczyć z Urgashem, musimy coś o nim wiedzieć – powiedział Drax przełykając ostatni kęs chleba.
- Jeśli chodzi o Urgasha… To maszyna do zabijania, osobiście wolała bym żebyście się nie mieszali. Prawdę mówiąc tylko ja mam jakiekolwiek szanse z tym demonem. Jednak jeśli przyszło by wam się z nim mierzyć, nie słuchajcie jego słów.
- Co z nimi nie tak? – wtrącił Melfice.
- Urgash to mistrz w poddawaniu ludzkiego serca wątpliwościom.
- Czy to aż tak niebezpieczne?
- Kiedy coś cię trapi myślisz o tym, przestajesz się skupiać na walce. Nim się spostrzeżesz leżysz już martwy na ziemi. On prowadzi na walkę na dwóch płaszczyznach, fizycznej i mentalnej.
- Dlaczego mielibyśmy słuchać tych bredni?
- To nie są brednie, niestety, ale mówi jak jest naprawdę. Dobiera słowa w ten sposób, że jeśli usłyszysz pierwsze to słuchasz do końca a potem twój czas staje w miejscu.
-Demon posługujący się prawda? – wtrącił Melfice.
Delana skinęła głową.
- To zaprzecza samo sobie, ale jest i w pewnym sensie genialne. Ludzie często słuchali demonów wygadujących różne rzeczy, ale podświadomie to negowali i nie zadręczali się tym. Książę jednak nie boi się poruszać tematów egzystencjalnych, stawiać obok siebie poglądów wielkich myślicieli i swoich. Rozpala w człowieku ogień, który gasi jego krwią.
Drax wstał od stołu i ruszył w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz! – zawołała milcząca do tej pory Selene.
- Zaczerpnąć świeżego powietrza – odparł i zamknął za sobą drzwi jadalni.
Skierował on swoje kroki w stronę drzewa gdzie usypany był prowizoryczny grób.
- Illiath, dziękuje za takiego mistrza – szepnął pod nosem i wlepił swój wzrok w glebę.
Wydawało się, że w jego umyśle trwa wojna, wojna o najlepszy pomysł, strategię, o sposób na wybrnięcie obronną ręką z sytuacji, w jakiej się wszyscy znaleźli.
W wejściu do jaskini stała Selene i przez chwilę przyglądała się stojącemu nad grobem przyjacielowi.
- Zazdroszczę ci, potrafisz przekonać się do ludzi, chociaż tak wiele wycierpiałeś z ich ręki – pomyślała – To nie jest pora, aby ci przeszkadzać, dobranoc.
W jadalni zostali Melfice i Delana sprzątający resztki.
- Melfice, próbuję rozgryźć Draxa od dłuższego czasu, widzę, ze coś go trapi, ale nie jestem w stanie do tego dojść.
- Te jego wieczorne rozważania, co?
- Jeżeli nie chcesz nie musisz mówić.
- Drax stracił ojca, a jego nazwisko nie jest przypadkowe.
- Chcesz powiedzieć, że Drax jest synem tego Bloodpledge’a?
- Tak, jego ojciec został zdradzony przez Requiem, od tego czasu Drax nie myśli o niczym innym jak dowiedzieć się wszystkiego o tamtych wydarzeniach. Możliwe, że kieruje nim także chęć zemsty.
- Rozumiem – westchnęła – Dobra to chyba wszystko.
- Ta, na to wygląda, cóż, dobranoc.
- Dobranoc – uśmiechnęła się.
Stojący nad grobem Bloodpledge nie wydawał się wracać na noc. Stojąc nad grobem wydawał się jakby rozmawiać ze zmarłym, zadawał mu pytania, choć było jasne, że nikt nie odpowie.
Mimo to stał i czekał jakby coś miało się wydarzyć. Trwał niczym latarnik na wierzy morskiej, który pilnuje, aby okręt nie rozbił się o skały. Lecz to nie latarnia oświetlała mu drogę a niewielki blask księżyca uwięziony w kawałku stali.
W jednej chwili grom rozdarł niebo, po nim nastąpił kolejny i kolejny. Wszystkie Purpurowej barwy. Deszcz jednak nie padał, na niebie nie pojawiła się chociażby pojedyncza chmura. Zjawisko to wprawiało w zachwyt a jednocześnie przyprawiało o dreszcze. Jednak zaciekawiło to nie tylko młodzieńca.
- Zaczęło się… Jazda ludzie jazda! Dzisiejszego dnia wykrakaliśmy sobie wojnę!
W jednym momencie ze wszystkich kwater wysypali się obrońcy Requiem, gwardziści i najzwyczajniejsi strażnicy. Ascaron stał na północnym murze i nawoływał kamratów do walki. Miecze i topory, łuki i kusze, strzały i bełty, wszystko było gotowe by nieść śmierć przeklętym. Odwaga w sercach i duch walki rósł z każdym kolejnym gromem. Nowi i weterani stanęli ramię w ramię by poczuć na własnej skórze wojenny dreszcz. Bramy rozstąpiły się i machina wojenna ruszyła. W powietrzu powiewały sztandary „spokojnego oblivionu” a wokół żołnierzy rozbrzmiewała pieśń wojenna.

„O Thanatosie usłysz nas,
Żniw boga śmierci już nadszedł czas,
I niech po świecie rozejdzie się wieść,
Że ukojenie duszom idziemy nieść,
Requiem dla martwych, Requiem dla żywych,
Requiem dla dusz nieszczęśliwych,
A gdy w boju polec się zdarzy,
Niech w Gravenimage mnie przeobrazi
Thanatos nasz pan.
Bym mógł stać pomiędzy trzema,
Tam gdzie granicy dla nikogo niema,
U Nemezisa w służbie wieczystej,
Łowca demonów w zbroi kościstej”

- Sandspell! A ty dokąd się wybierasz!? – krzyknął Ascaron
- Czy to nie oczywiste? Na wojnę!
- Wracaj do szczotkowania podłogi w kiblu.
- Pieprz się!
- To rozkaz, Aeon. – parsknął
Bramy zamknęły się tuz za Ascaronem zostawiając Aeona w murach fortecy.
- Ty to masz przewalone u Ascarona – zawołał głos z pod dachu kuźni.
- Przysięgam, ten koleś kiedyś spadnie ze stołka, na którym siedzi.
Wojsko Requiem było już w drodze, podczas gdy Drax wpadł do pokoju Melfice’a.
- Wstawaj, zaczęło się!
- Co się zaczęło? – zapytał zaspany
- Brama się otwiera!
- Co?! – Melfice zerwał się na równe nogi.
- Nie budź dziewczyn, nie chcę, żeby się im coś stało.
- Ale z Urgashem.. sam słyszałeś.
- Ja i ty wiemy o czymś, czego nie wiedzą dziewczyny.
- A więc o tym mówisz…
- Nie po to zarywaliśmy noce, żeby straci taką okazję, bierz bliźniaki i chodź, czekam na zewnątrz.
Bloodpledge zabrał Moonglow ze swojego pokoju i po cichu wyślizgnął się na zewnątrz.
Po chwili, w wejściu do jaskini ukazał się Melfice, trzymający w ręku dwa bliźniacze ostrza.
- Patrz na niebo – zwrócił uwagę Drax
- Cholernie pięknie to wygląda
- Ta, ale sytuacja nie wygląda już tak fajnie.
- Ilu ich jest?
- Na razie namierzyłem jednego na północy
- Zatem w drogę
Bracia pędzili co tchu mijając drzewa i krzewy, pokonując kolejne wzniesienia. Od zachodu nadal dało się czuć powiew morskiego powietrza.
- Melfice, tędy!
- Plaża?!
- Patrz tam…
W oddali chłopcy dojrzeli potężna sylwetkę ze skrzydłami przytwierdzonymi do pleców. Przypominały one skrzydła nietoperza tyle, że olbrzymich rozmiarów.
- O! Turyści – roześmiała się istota – A już myślałem, ze się zgubiłem!
- Bez wątpienia to on… - syknął Melfice
- To co wskażecie mi drogę, do pewnej strażniczki która zawiodła cały ród przeklętych?
- Tak.. wskażemy ci drogę… do twojego grobu! Melfice szykuj się!
Drax wyciągnął Moonglow z pochwy, mdły srebrny blask roztaczał się wokół ostrza.
- O? Może nawet jesteście coś warci! – roześmiał się ponownie i chwycił za rękojeść swojej broni dźwiganej na plecach.
Broń była sporych rozmiarów a mimo to z zadziwiającą lekkością trzymał ją w jednej ręce. Chłopcy ruszyli z obnażonymi broniami na demona. Stal zazgrzytała i grad ciosów posypał się w stronę plugawca. Pomimo pewnych trudności udało się mu odparować wszystkie ataki, jednak zgranie, jakim dysponowali bracia nie pozwalało mu na przypuszczenie kontrataku. Skończywszy swoje natarcie, Drax natychmiast robił miejsce dla Melfice’a który wyprowadzał serie szybkich cięć. Kształt ostrzy młodego Hammersmitha sprawiał, że broń demona ześlizgiwała się po ostrzu. To wszystko zmuszało go do wykonania uniku. Każdy unik z kolei kończył się potężnym uderzeniem Moonglow.
- Dosyć tego gnojki! – wrzasnął diabeł odparowując któryś atak z kolei.
Rozpostarł skrzydła i wyleciał do góry nie dając chłopcom możliwości ataku.
- Zabawa się skończyła!
Uniósł do swój miecz nad głowę i trzymając go w obu rękach zaczął wyszeptywać jakieś zaklęcie w nieznanym języku. Szepty te nagle przeszyły całą okolice, jakby szeptało każde ziarnko piasku na plaży. Słyszeli je także w swoich głowach Drax i Melfice. Nagle broń zabłysła czerwonym światłem, tak jasnym, że wydawało się, że demon trzyma po prostu samo światło. Nagle zaczęło się ono dzielić na dwie, części. Upadły anioł powoli opuścił swoje ręce, a gasnąca czerwień powoli ujawniała swój sekret.
- Drugi miecz?! – zdziwił się Drax
- Miny wam trochę zrzedły co?! – powiedział demon ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Nie mamy w takim razie wyboru, Melfice.
- Tak, wiem.
Drax chwycił Moonglow w jedną rękę, zerwał się lekki wiatr, który towarzyszył mu zawsze podczas rzucania zaklęć.
- Stań się szybki jak wiatr, stań się silny jak huragan, stań się nieprzewidywalny jak tornado, stań się wiatrem – wymruczał.
- A więc także znasz się nieco na magii, co?
Drax nie odpowiedział, stał w miejscu trzymając swój oręż zwrócony ostrzem do ziemi. Nieco podirytowany spokojem młodzieńca diabeł runął z góry prosto na niego. Oba miecze uderzyły, ale nie sięgnęły celu. Oba uderzenia zostały odparowane i zmusiły przeklętego do uniku. Tym razem atak nie nastąpił Melfice upuścił swoje bronie na ziemię.
- Stary, daj mi trochę czasu – wyszeptał.
Bloodpledge uniósł głowę i przeszył spojrzeniem przeciwnika.
- Co za nieobecne spojrzenie… - pomyślał – on, wszedł w trans!
Bez jakichkolwiek zawahań chłopak poderwał się z miejsca i gnał w stronę wroga. Po raz kolejny zawyła stal, a dwaj przeciwnicy zawirowali w śmiertelnym balecie. Blok poprzedzał blok, unik poprzedzał unik. Walczyli ze sobą jak równy z równym, przewidywali siebie nawzajem. Można by powiedzieć, że wyglądało to bardziej jak przedstawienie, w którym mierzy się ze sobą dwóch wielkich wojowników niż walka dwóch śmiertelnych wrogów. Podczas gdy Drax wirował w tym wojennym tańcu Melfice także szykował coś specjalnego. Jednak nie tylko oni wdali się już w walkę. Po drugiej stronie lasu sztandary spokojnego oblivionu osiągnęły cel swojej podróży.
- Maya, Luke, Taltos, dobrze się napijemy jak z nimi skończymy!
- Ty stawiasz Ascaron – roześmiała się cała trójka.
- I co Harlan? Pięć oddziałów gwardii i dwustu strażników Requiem, a wy nawet nie stawiliście straży bocznej w komplecie? Jakieś to przywitanie marne.
- Wojak z poprzedniej wojny Ascaron, jeśli dobrze pamiętam. Powiedz ile nocy nie przespałeś do tej pory? – rzucił ironicznie demon.
- Starczy tego pieprzenia, wybić ich!
Jak jeden mąż wszyscy żołnierze chwycili za broń, posypała się pierwsza salwa z łuków i kusz. Pociski jednak nie sięgnęły celu. Pewna siebie armia Requiem rzuciła się do ataku na nic nieznaczącego przeciwnika. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Gdy tylko czteroosobowa grupa Ascarona była o rzut kamieniem od trzech strażników bocznych Urgasha, jeden z nich podniósł rękę. W jednej chwili z lasu wyłonił się kilku dziesiętny oddział przeklętych i z krwiożerczą furią wbił się w bok kolumny zadając znaczne straty.
-Bronić się! – krzyknął Ascaron tym samym rozkazując pozostałym czterem oddziałom gwardzistów by pomogli zwykłym żołnierzom.
Ascaron razem z pozostałymi ruszył na trzy rogate bestie.
- Harlan! Tym razem ci się nie uda wrócić!
Miecze Ascarona i Harlana skrzyżowały się ponownie. Vexx bez większego problemu przy pomocy swoich dwóch mieczy odparł ataki Mayi i Taltosa. Luke nie miał zamiaru się zbliżać do swojego przeciwnika. Ufał swoim łańcuchom zakończonymi ostrymi szpikulcami, które pozwalały mu utrzymywać dystans w walce. Cisnął oba w stronę Zargutsa, lecz te minęły swój cel.
- Potrenuj trochę chłopczyku! – roześmiał się demon i ruszył w stronę Luke’a z uniesionym toporem.
- Nie lekceważ mnie..
- Co?! – zdziwił się Zarguts i jednym ruchem topora odparował nadchodzący od tyłu atak.
- Więc bawisz się w ten sposób – kontynuował – przesyłając manę przez łańcuchy jesteś w stanie je kontrolować.
- Za dużo mówisz – rzucił Luke i ponowił atak.
Łańcuchy owinęły się wokół ciała demona i skierowały szpikulcami prosto w jego gardło. Zniecierpliwione ostrze pragnęło splugawionej krwi od wielu tygodni a teraz nadążyła się okazja, aby zaspokoić to pragnienie.
- Giń… - mruknął Luke
Szpikulce sięgnęły celu i przebiły się przez krtań. Krew poszła z ust i ciało osunęło się na ziemię, łańcuchy straciły swoje życie.
- Nie odrobiłeś lekcji chłopczyku – zadrwił Zarguts – w świecie demonów moje imię oznacza „Oszustwo”, tak ja oszukałem ciebie. Nawet nie zauważyłeś kiedy zmieniłem informacje zawartą w twojej manie, nie zauważyłeś, kiedy rozkazałem twojej broni się zbuntować, kiedy wydałem na ciebie wyrok śmierci.
Ascaron potężnym ruchem odepchnął od siebie Harlana i rzucił się w stronę chełpiącego się zwycięstwem Zargutsa.
- Za dużo mówisz - mruknął i jednym ruchem miecza oddzielił głowę diabła od karku.
Nie zyskał jednak zbyt wiele na czasie, gdyż jego pierwotny przeciwnik od razu na niego napadł. Ich bronie ponownie się skrzyżowały. Ascaron ze stoickim spokojem przyjął śmierć przyjaciela i z takim samym spokojem wyprowadzał oraz blokował ataki. W ferworze walki Taltos dostrzegł zwłoki przyjaciela. Był w gwardii dopiero od trzech miesięcy i to była jego pierwsza bitwa. Po raz pierwszy zobaczył, że gwardziści Requiem nie są niepokonani. Zapomniał on o wszystkim, czego się nauczył, zapomniał, że chwila nieuwagi na polu bitwy oznacza śmierć. Nie spostrzegł lewego ostrza, Vexxa, które raniło go wzdłuż ciała rozcinając czaszkę i klatkę piersiową. Wywlekając na wierzch treści żołądkowe i farbując na czerwono klingę demona. Utrata kompana w walce z demonem posługującym się dwoma mieczami była potężnym ciosem. Niewiele trzeba było, by Vexx przedarł się przez desperacką obronę Mayi. Raniona w nogę upadła na ziemie bez nadziei na szczęśliwe zakończenie. Przeklęty uniósł obie bronie by zadać ostateczny cios, gdy nieopisany ból przeszył jego ciało. Ręce jego zadrżały i upuściły oręż, ociężałe ciało Vexxa osunęło się na ziemię, jego klatkę piersiowa przeszyta była kilkunastoma strzałami. To strażnicy zakończywszy walkę z przeklętym motłochem uratowali jej życie. Także Ascaron nie pozostał dłużny, uderzając z ogromnym impetem rozbił blok Harlana i natychmiastowo pchnął go nożem w odsłoniętą klatkę piersiową.
Bestia zawyła z bólu, ale skowyt ten został szybko uciszony szybkim cięciem w szyję.
- Zabierzcie ją i opatrzcie jej rany. Ja muszę coś sprawdzić po drugiej stronie lasu.
- Ascaron – zawołała – zginęli nasi towarzysze, tak to po prostu zostawisz?
- Wojna wymaga ofiar, a historia ocenia władcę nie nas, po prostu wykonujmy rozkazy tak, by nasz przywódca pozostawił po sobie ślad w historii.
Powiedziawszy to ruszył w stronę lasu by po chwili zniknąć miedzy drzewami.
- To już nie daleko – pomyślał.
W końcu udało mu się przekroczyć granice lasu z drugiej strony. Jego oczom ukazała się Azarnea i piaszczysta plaża. W mroku ledwo dostrzegł dwie osoby siedzące na plaży. Chwycił za miecz i powoli do się do nich zbliżał, gdy nagle poczuł, że na cos nadepnął. Spojrzał pod nogi i ku swojemu zdziwieniu nie była to meduza wyrzucona na brzeg, lecz kawałek mózgu.
- Cicho Melfice, ktoś idzie. – szepnął Drax
- Co wy tu robicie? – spytał
- Kim jeste… - urwał Drax dostrzegłszy symbol Requiem na lewej piersi przybysza.
- Wydaje mi się, że jednak wiecie, kim, a przynajmniej skąd.
- Requiem, jeśli się nie mylę.- odparł Melfice
- Co wy tu dzieciaki robicie? – spytał pogardliwie.
- Te dzieciaki właśnie rozniosły na kawałki samego Urgasha! – odpyskował Drax
Ascaron spojrzał na południe.
Tak, chcielibyście. Jeżeli to wy zabiliście tego demona to musicie mieć nieprzeciętne umiejętności, ale to nie był Urgash.
- O czym ty gadasz człowieku! – zbulwersował się Melfice
Ascaron wskazał na broń leżącą w pobliżu.
- Podczas walki używał magii runicznej, czy może stworzył lustrzane odbicie tamtej broni?
- Skąd o tym wiesz?! – zapytali obaj zdziwieni.
- Jeśli używał, a właściwie to używała magii runicznej, to z pewnością była to Delana
- Gdzie jest w takim razie Urgash?! – spytał Drax
Ascaron spojrzał na ponownie na południe i wskazał kierunek palcem.
- Drax łap za Moonglow i lecimy!
Obaj chłopcy poderwali się do biegu w kierunku swojej jaskini mieszkalnej.
- Moonglow… - pomyślał Ascaron – Czy to możliwe, żeby ten białowłosy miał coś wspólnego z poprzednim właścicielem tej broni. W dodatku fakt ze pozbyli się jednego ze strażników bocznych Urgasha i odnieśli nieznaczne obrażenia. W sumie wygląda to na samo okaleczenie…
- Selene odsuń się!
- Bronisz tego człowieka, Shadowstep?
- Nic ci do tego Urgash, nie jestem już po twojej stronie.
- Masz rację, ale te oczy świadczą, że nie jesteś także człowiekiem, stoisz pomiędzy młotem a kowadłem, Delano.
Urgash chwycił za broń.
- Pora abyś oddała swojego Abyssa, nie należysz już do nikogo.
- W takim razie muszę cię rozczarować, ale zachowam go jako pamiątkę, jako pamiątkę mojej niedoskonałości – powiedziała zaciskając mocniej rękę na rękojeści.
- A więc się zabawimy! – roześmiał się Książe.
- Niech będzie.
Oboje ruszyli na siebie z obnażonymi mieczami. Abyssy skrzyżowały się. Po każdej serii ataków i bloków demon znajdował chwilę na pogawędkę.
- Jesteś zbyt słaba byśmy cię zaakceptowali, Delana, ale zarazem zbyt silna, aby zaakceptowali cię ludzie, śmiertelnicy. Taka jest ich mentalność, dążą do siły i władzy, ale nie akceptują odmieńców, boją się ich, boją się, ze zostaną zdominowani przez jednostkę. Jednostkę, która wybija się ponad ich poziom, nie chcą się uczyć od lepszych, dlatego pozostają słabi. To samo będzie z tobą, nawet, jeśli przeżyjesz, zabiją cię ludzie, zabiją w obawie przed nieznanym.
Urgash używał swojej „magii” prawie cały czas, by znaleźć czuły punkt, by rozproszyć uwagę a potem zadać śmiertelny cios niczego niespodziewającej się ofierze. Tym razem jednak mu się nie udało zdekoncentrować Delany. Książe jednak nie ustawał w swych działaniach przy kolejnej okazji znowu zaatakował.
- Popatrz na tą małą, siedzi pod ścianą, trzęsie się ze strachu, ale ci nie pomoże. Nienawidzi cię Nienawidzi cię, bo nie jesteś człowiekiem nawet, jeśli ją chronisz, ona dalej pragnie twojej śmierci. Oto ludzie, Delano, jeżeli kupią ziarna pszenicy, a znajda wśród nich inne ziarno, odtrącą je, nie zasieją w donicy, nie zainteresują się nim, po prostu odtrącą. To właśnie ty jesteś takim ziarnem!
- Skończ już – szepnęła Delana
Natychmiast wyrwała się z zakleszczenia i zwiększyła swoją odległość od Urgasha. Wyciągnęła w jego stronę rękę i zaczęła inkantować zaklęcie.
- Piekielny kluczniku, otwórz dla mnie wrota ognia, użycz mi swojego oręża
Tuż przed jej dłonią pojawił się ognisty pentagram okalany okręgiem. Delana od razu przypomniała sobie radę Blackfaitha dotyczącą magii runicznej.
- Skupić się na odpowiednim punkcie..- pomyślała – Koło określa świat piekielny, ramiona gwiazdy kolejne jego stopnie… Wiem!
- Płoń! – wykrzyknęła
Chmura ognia w namiętnym uścisku zawisła na Urgashu. Temperatura na korytarzu znacznie wzrosła.
- Tego się spodziewałem po najlepszym strażniku bocznym! Pełen profesjonalizm, ale o jednym zapomniałaś, ognia ogniem nie ugasisz!
Z ognistej chmury wypadł rozwścieczony demon, trzymał swój miecz poziomo, tak by jednym uderzeniem przebić nim ofiarę. Zaskoczona Shadowstep nie była w stanie zareagować. Krew spłynęła po klindze Abyssa, niemal nieprzytomna dziewczyna wtuliła się w ciało diabła.
- Selene… - wykrztusiła z trudem
- Coś ty mi… zrobiła dziwko! – wykrzyknął Urgash
- Dobrze zagrany pionek… potrafi zbić królową….
Urgash szarpnął za miecz i jednocześnie odepchną dziewczynę.
- Coś ty mi zrobiła suko! – powiedział z wielkim trudem i upadł na ziemię.
Delana złapała ledwo przytomną Selene. Ta spojrzała na demona i spokojnie odrzekła
- Uleczyłam cię…
- Selene, dlaczego?! – zapłakała Delana
- Przepraszam… byłam, złą… uczennicą… - wykrztusiła.
Pomimo ciągłych próśb i błagań, Selene nie wypowiedziała już słowa. Drax i Melfice zjawili się w wejściu zastając pogrążoną w agonii Delanę, klęczącą na ziemi o obejmującą pozbawione życia ciało Selene. Naprzeciw nich leżał ciągle żywy Urgash, pomimo toczenia krwi z ust wydawał się zadowolony z wyniku walki.
- Dlaczego… dlaczego się śmiejesz! – zawołał w rozpaczy Drax – Co cię tak bawi!
- Wy, żałośni, słabi, przerażeni… po prostu ludzie. – odparł drwiąco
- Jak takie zło jak ty może oceniać ludzi, nic o nich nie wiedząc.
Urgash splunął znaczą ilością krwi.
- Zło? Czy potrafisz powiedzieć, czym jest zło? Potrafisz je zdefiniować?
Spluną po raz kolejny.
- Nie? Tak myślałem, ani zło ani dobro nie mają definicji, można podawać jedynie ich przykłady.
Z coraz większymi trudnościami, ale nieustannie Urgash kontynuował swoją wypowiedź.
- Zło i dobro to dwie siły, które nie mogą bez siebie istnieć. Gdyby nie było tego, co nazywasz złem to czy mogłoby istnieć dobro? Czy można stworzyć przeciwieństwo czegoś, czego niema? Prawda jest taka, że im więcej zła na świecie tym więcej dobra chcą tworzyć ludzie, ale nigdy nie pokonają zła tak samo jak zło nie pokona tego, co wy nazywacie dobrem. Tworząc więcej dobra poszerzacie tylko pole manewru zła. Zresztą skąd wiesz, czy dobro, w które ty wierzysz jest naprawdę dobrem? Broniąc się, zabijacie czy niesienie śmierci samo w sobie nie jest złe? Tak samo my, zabijamy, aby przeżyć, zabijając bronimy swoich towarzyszy. Powiedz czy nie widzisz w tym odrobiny dobra? Czy ochrona innych nie jest dobrem? Tak wygląda rzeczywistość, zarówno dobro jak i zło posiadają w sobie cząstkę swojej przeciwności. Dobro i zło to jedynie strony, po których możemy się opowiedzieć, to coś, czego nie da się… zdefiniować
Skończywszy mówić demon zamilkł
- Zabierzmy stąd Selene – powiedział Melfice
Delana wzięła na ręce zwłoki dziewczyny i wyniosła z jaskini. Za nią wyszli zaraz Melfice z Draxem.
- Jak myślicie, powinna spocząć obok Illiatha? – zapytała ze smutkiem
- Tak, staruszek to jedyna osoba, która została godnie pochowana za jej życia – odparł Melfice.
Podeszli pod drzewo gdzie leżał pochowany demonolog i tuż obok jego grobu Drax zaczął wykopywać drugi. Tak samo jak za pierwszym razem, przy pomocy Moonglow, jednak teraz nikt nie mógł powstrzymać się od łez. Nie chowali teraz starca, który przeczuwał koniec swoich dni, ale siedemnastoletnią, niegdyś pełną życia dziewczynę. Bohaterkę, która zwyciężyła nie tylko z przeklętym księciem, ale także z własną nienawiścią, z własnymi słabościami. W końcu oddali ją pod opiekę matce Ziemi.
- Ona nie wygrała ani jednej bitwy… - wykrztusił Drax - …nie zajmowała się małostkami, Ona wygrała od razu całą wojnę.
Delana uniosła załzawione oczy.
- Może i pozbyliśmy się Urgasha, ale jego straże nadal gdzieś się kręcą, nie pozwólcie, aby smutek was zabił.
- Mylisz się, niema już strażników, jeżeli tylko zostaniesz po naszej stronie, to niema już żadnego śladu po Urgashu. – odparł Melfice
Delana spojrzała na chłopców
- Jak to nie ma..?
- Requiem pozbyło się trzech z nich, ty jesteś tutaj z nami.
- Co z piątym?
- Zgubił się, więc wskazaliśmy mu drogę, do krainy zmarłych.
- Czyli podczas gdy Urgash nas zaatakował wy…
- Byliśmy głupi… - wtrącił Drax
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała
- Byliśmy przekonani, że naszym przeciwnikiem jest Urgash, że rozlatuje się na kawałki po zaklęciu Melfice’a i zamiast wrócić napawaliśmy się zwycięstwem, które okazało się początkiem wielkiej porażki.
- Czasu nie cofniesz, Drax, ważne teraz jest, żeby nie rezygnować z drogi, którą obraliśmy, nie dopuśćmy, aby poświęcenie Selene poszło na marne.
- Delana.. – szepnął Melfice
- O co chodzi?
- Czy, czy ona do końca cię nie nawiedziła?
- Nie, swoją nienawiść skierowała na prawdziwego wroga, mogę powiedzieć, że podarowała mi swoje życie. Dlatego nie zejdę z drogi, która kroczę. Nie pozwolę jej umrzeć po raz drugi.
- Rozumiem.
Wiatr razem z drzewami zagrał ponownie pożegnalną pieśń. Mistrzyni opuściła swoich uczniów i weszła do jaskini. Stanęła po raz kolejny nad zwłokami demona.
- Dobrze zagrany pionek, może zbić królową Urgashu, a co można zrobić kilkoma takimi pionkami? – powiedziała cicho.
Podniosła kawałek zwęglonego drewna i zaczęła rysować na ścianach różne runy w odstępach, co kilka metrów. W końcu ponownie ukazała się przy drzwiach do jaskini i wolnym krokiem zaczęła kierować się ku chłopcom.
- Gotowi wypalić diabła z historii Azarath?
Chłopcy wstali z nad grobu i lekko skinęli głowami. Shadowstep pstryknęła palcami i z wejścia buchnęły płomienie, ogień wydostawał się wszelkimi możliwymi szczelinami, diabeł płonął.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 7: Rozłam

Bramy Requiem rozstąpiły się. Dumna armia dowodzona przez Ascarona przekroczyła mury. Ci, którzy wrócili o własnych siłach nie posiadali się ze szczęścia, tych, których przyniesiono nie opłakiwano. Zgodnie z rozkazem Arcymistrza, przyszykowano piece krematoryjne, do których miały trafić zwłoki poległych. Rannymi natychmiastowo zajęli się uzdrowiciele. Ciężko rannym podawano zaparzone w gorącej wodzie „laesh”, zioło zawierające znaczne ilości substancji odurzających. W ten sposób uzdrowiciele uśmierzali ból. Ascaron natychmiast skierował się do kwatery arcymistrzowskiej w celu złożenia raportu wojennego.
- Więc?
- Panie wyruszyliśmy w składzie dwustu strażników oraz pięciu oddziałów gwardzistów. Powróciło stu czterdziestu trzech strażników, w walce poległo także dwóch gwardzistów, Luke i Taltos, Maya została ranna i wykluczona z walki.
- Ascaron – powiedział uniesionym głosem Archon – Wytłumacz mi, jakim prawem zginęło tylu ludzi, poza tym, straciłeś dwóch swoich, a trzeci jest niezdolny do walki, zgodnie z prawem musisz znaleźć dwójkę innych na ich miejsce.
- Zostaliśmy wpędzeni w pułapkę i zaatakowani od boku przez grupę słabszych demonów, ich atak załamał się dość szybko, lecz zdążyli zdać poważne straty.
Nagle dało się słyszeć pukanie do drzwi.
- Wejść! – zawołał arcymistrz.
Drzwi otworzyły się i weszła przez nie Maya wspierając się na kuli.
- Widzę, że mistrz Ascaron także tutaj jest.
- O co chodzi Mayu? – zapytał troskliwym głosem.
- Składam rezygnację z pełnienia funkcji gwardzisty, moja decyzja jest dobrze przemyślana i ostateczna.
- Wiesz, że to oznacza cofniecie części przywilejów?
- Nie dbam o to, proszę mnie wykreślić z listy gwardzistów i ponownie nanieść na listę strażników.
Zniesmaczony Ascaron zwrócił się do przełożonego.
- Ona niema prawa rezygnować!
- Ma do tego pełne prawo, ty wybierasz sobie ludzi spośród kandydatów, ale nie masz wpływu na to czy odejdą z twojego oddziału. Czy to wszystko, Mayu?
- Tak, panie.
- W takim razie Ascaron, masz nie lada problem. Musisz znaleźć trzech ludzi w ciągu kolejnego miesiąca lub także zostaniesz zdegradowany.
Maya natychmiast opuściła kwaterę wodza, pozostawiając Ascarona pod ścianą. Ten jednak nagle przypomniał sobie o dwóch osobach, które dane mu było poznać.
- Co cię tak cieszy, gwardzisto? – zapytał ze śmiertelną powagą arcymistrz.
- Przypomniałem sobie o kimś, kto nie należy do Requiem, ale posiada umiejętności godne tytułu gwardzisty.
- Skoro tak, to co ty tutaj jeszcze robisz, jedź po niego!
- Rozkaz!
Ascaron natychmiast wybiegł z kwatery i dosiadł pierwszego lepszego rumaka. Galopem wybiegł poza mury i pędził na zachód w stronę Azarnea.
- Co wy znowu kombinujecie, Ascaron. – pomyślał Sandspell siedzący na murze – mam wrażenie, że z każdym dniem Requiem coraz bardziej pogrąża się w ciemności.
Bramę zamknięto ponownie, odcinając wszystkich od świata.
Byłe mieszkanie przyjaciół płonęło, zacierając ślady po tym, co się stało. Delana, Melfice i Drax stali nad grobem przepełnieni smutkiem. Stali w milczeniu, gdyż żadne słowa nie były w stanie oddać ich żalu. Przytłaczający szum fal nadawał temu milczeniu niemalże mistyczny klimat.
- Żegnaj, siostro – wykrztusił z trudem Melfice.
- Co teraz? – spytał Drax
- Nie wiem… naprawdę nie wiem – szepnęła Delana.
- Nawet nie wiemy, czy słusznie postąpiliśmy… - westchnął Bloodpledge
- Mówiłam ci, że Urgash jest mistrzem mącenia w głowie, nawet po śmierci cię dręczy.
- Taa.. cwana bestia z niego, w takim razie, jakie mamy plany?
- Dołączyć w szeregi Requiem – zawołał znajomy głos.
Cała trójka odwróciła się i ujrzała człowieka na koniu.
- Zaraz, ty jesteś…
- Ascaron Steelstrike, jeden z pięciu mistrzów Requiem. – wtrącił - W ostatniej bitwie ponieśliśmy spore straty, zgodnie z rozkazem czcigodnego Arcymistrza, mam wam złożyć ofertę przystąpienia do nas.
Drax przeszył go podejrzliwym spojrzeniem.
- Musimy to przemyśleć, za dużo pochopnych decyzji już podjęliśmy.
- Decyzje zawsze można zmienić w trakcie.
- Ale życia zmianą decyzji nie wrócisz – wtrącił Melfice.
Wtedy Ascaron zorientował się, że za trójką znajdują się dwie mogiły.
- Rozumiem, dajcie odpowiedź w przeciągu trzech dni, ludzie wskażą wam drogę do Requiem.
- Postaramy się. – sapnął Drax.
Steelstrike popędził rumaka i ruszył z powrotem w stronę cytadeli. Przyjaciele zostali postawieni przed trudnym wyborem, w szczególności Drax.
- Co o tym myślicie? – pytała Delana.
- Może to zabrzmi szorstko, ale mam dość przelewu krwi na jakiś czas. – powiedział Melfice
- Co w takim razie zrobisz?
- Myślałem, nad udaniem się na kontynent, może będę dezerterem, zdrajcą, ale chcę od tego odpocząć, mam nadzieje, że mi wybaczycie.
- Nic nie będziemy mieli do wybaczania – powiedział nieco przybity Drax, a łzy stanęły mu w oczach – bo wiem… wiem, ze gdy będę cię potrzebował najbardziej ty staniesz obok mnie!
- Dzięki za zrozumienie, bracie. – wykrztusił z siebie – A wy co planujecie?
- Dołączyć do Requiem.
- Drax, wiesz, ze będziesz się pchał w paszcze lwa? – wtrąciła
- Jeśli nie zajrzysz do jego paszczy, nie dowiesz się co ma w środku – zripostował.
- A co z tobą, Delana?
- Skoro, Melfice opuszcza Azarath, pójdę za tobą prosto w paszcze lwa.
- Nie, nie chcę, aby ktoś znowu z ginął przeze mnie, nie chcę dochodzić do prawdy poświęcając bliskich.
Delana spojrzała na niego pobłażliwie.
- Potrzebne ci nie tylko predyspozycje, ale i wiedza, dlatego idę z tobą. W szczególności, że wojna dopiero się zaczęła.
- Rozumiem, ze twoja decyzja jest niepodważalna. Melfice, liczę, że mimo odpoczynku od zabijania nie stracisz formy.
Melfice uściskał ciepło brata.
- Nie myśl, że ci pozwolę stać się lepszym ode mnie – szepnął do ucha i wyruszył w swoją stronę. Na północ ku portowi Lethe.
Lethe było jedynym portem na całym Azarath, to właśnie ten port zaopatrywał wyspę w niezbędne do życia zasoby. Raz w tygodniu Azarath wysyłało swój statek na kontynent eksportując najprzedniejszej jakości szkło produkowane z piasków pustyni Shalor. Właśnie na ten statek miał nadzieję dostać się Melfice.
Delana oraz Drax ruszyli w swoja stronę pozostawiając dwie mogiły same sobie. Maszerowali przez dłuższą chwilę w ciszy, gdy nagle odezwał się Drax.
- Coś cię trapi?
- Cóż… - odpowiedziała cicho Delana – zastanawiam się, jak wam się udało pokonać jednego ze strażników bocznych księcia.
- Jeśli o to chodzi to nazwiesz nas szaleńcami.
- W każdym szaleństwie jest metoda.
- Walka była ciężka od początku jednak, kiedy stworzył widmo swojej broni nie mieliśmy wyboru jak postawić wszystko na jedną kartę.
- Chcesz powiedzieć, że to wszystko to czysty łut szczęścia?
- Wiem, że mi tego zabroniłaś, ale wprowadziłem siebie trans wiatru – powiedział spuszczając wzrok.
- Głupek!
- Tylko tak mogłem dać czas Mel’owi.
- Czas? Na co?
- Jest coś, o czym nie wiesz. Melfice opracował własne zaklęcie.
- Zaklęcie? Jakie?! – zapytała z ciekawością
- Nazwał je ‘Tchnieniem Many’. Skupia ono w jednym punkcie taką ilość Many, że nawet naturalna bariera Melfice’a nie wytrzymuje.
Delana przystanęła i wlepiła swoje czerwone oczy prosto w twarz białowłosego towarzysza.
- Więc te jego rany na rekach…
- Ta…
Shadowstep ruszyła do powoli do przodu, jednak nie mogła ciągle zrozumieć jak można było wykrzesać więcej energii niż to, co widziała podczas treningów. A zniszczenia, jakich dokonał Hammersmith były ogromne. Rozpadające się konary drzew, kamienie zmieniające się w żwir, wyrwy w ziemi głębokie na niemalże metr. Po tym wszystkim chłopak zawsze wychodził bez zadrapania, a tym razem jego ręka od łokcia w dół pokryta była pęknięciami na skórze.
- To musiało być przerażające – wykrztusiła.
- Tchnienie nie atakuje od zewnątrz.
- Co chcesz przez to powiedzieć.
- ‘Wepchnął’ on całą skupiona energie w demona, przyspieszając pracę jego serca i innych narządów niemalże tysiąckrotnie.
- Przecież to…
- Nie mylisz się – przerwał – Zamienił swoją ofiarę w bombę.
Delana znów przystanęła.
- Coś się stało?
- Widzisz jest pewien problem.
Drax rozejrzał się dookoła.
- Ech, ja nie widzę żadnego.
- To powiedz mi gdzie jesteśmy… - westchnęła
- Teraz, gdy o tym wspomniałaś… cholera zgubiliśmy się!
- Możemy kierować się za szumem fal dojdziemy do wybrzeża a wtedy trafimy do Lethe.
- Do Lethe jest kawał drogi, a ryby maja niską hierarchie w moim jadłospisie.
- W takim razie prowadź, panie przewodniku – zadrwiła.
Podczas gdy dwójka błąkała się po leśnej gęstwinie, nad grobem Selene zjawiła się postać odziana w czarną zbroje.
- Silentsong, ciekawa osóbka.
- Wzywałeś mnie? – odpowiedział kobiecy głos.
- Twój czas tutaj się skończył, dziewczyno.
- Więc dlaczego mnie przywołujesz?
- Jestem Thanatos, wędrujący bóg i poszukiwacz godnych dusz.
- Bóg? Nie mam pojęcia o wierze, więc dlaczego po mnie przychodzisz?
- Godna dusza nie znaczy wierząca, dziecko. Przekroczyłaś granice nie tylko fizycznie, ale i mentalnie, jesteś pierwszym poległym bohaterem tej wojny. Dlatego tez chcę złożyć ci propozycję.
- Zamieniam się w słuch.
- Chcę uczynić z twej duszy Gravenimage. Umarłą istotę zdolną do podróży miedzy piekłem a światem umarłych. Zdolną do stawienia czoła najpotężniejszym diabłom.
- Dlaczego miałabym walczyć w świecie umarłych?
- Widzisz, moje dziecko, wojna, która się tutaj toczy nie jest ta właściwą. Pierwotnie wybuchła ona miedzy bogami. Jednak pewne zasady zostały złamane i cierpią w niej śmiertelnicy. Twoja osoba może nieco zmniejszyć siły przeklętych, jakie przenikają do tego świata.
Selene upadła na kolana.
- Niech moja dusza stanie się twym orężem.
Po chwili przy grobach nikogo już nie było. Nieświadomi tego, co zaszło nad grobem przyjaciółki, Drax i Delana błąkali się po lesie. Zmęczenie dawało się powoli we znaki a burczenie w brzuchach przypominało, że następnym razem należy zabrać ze sobą żywność nim podłoży się ogień pod własne mieszkanie. Melfice podążał wzdłuż linii brzegowej nie spuszczając wzroku z miasta portowego, które malowało się na horyzoncie. Słońce powoli zmierzało ku horyzontowi, ptaki zaczęły zalatywać się do swoich gniazd, a liście drzew szarpane podmuchami wiatru grały szumiącą melodię. Oparci o wielką sosnę kompani siedzieli gapiąc się w niebo. Tracąc powoli nadzieję na włożenie czegokolwiek do ust rozmyślali o wydarzeniach z ostatnich dni. Ich rozważania zostały nagle przerwane szelestem dochodzących z pobliskich krzaków. Bez większego namysłu Drax obnażył swój miecz. Cztero kopytny zwierz jednym momencie wyskoczył z gąszczu.
- Jeleń! – krzyknęła Delana
- Co tam jeleń! Jedzenie! – zawołał z radości chłopak i rzucił się w stronę zwierzyny.
Długo starał się ją dopaść, aż w końcu zirytowany niepowodzeniami, wprowadził się w trans wiatru. Z pomocą magii dopadł zwierzynę i natychmiast pozbawił ją głowy.
- Delana! Rozpalaj ognisko! - zawołał
- Jak daleko się jeszcze posuniesz żeby coś upolować?
- Sprzedam duszę! – roześmiał się
Pozostawiwszy zdobycz u stóp Delany zabrał się za rąbanie drewna, w przeciągu kilku minut dobre kilkadziesiąt kilogramów drewna leżało gotowe do rozpalenia.
- Czyń honory, mistrzu. – zawołał wesoło
Nie zwlekając dłużej dziewczyna zaczęła inkantować zaklęcie. Kilka minut później ognisko płonęło żywym ogniem. Poćwiartowane mięso jelenia było gotowe do upieczenia, pozostała teraz tylko kwestia zrobienia różna.
- Drax, daj mi swój miecz.
- Co? Czemu miałbym ci go niby...
- Dawaj jak nie chcesz jeść tego na surowo! – wtrąciła
- A twój Abyss? Tez możesz nabić na niego mięsiwo.
- Ale to przez ciebie się zgubiliśmy!
- Ale to ja upolowałem zwierzynę!
- Ale to ja jestem twoim mistrzem!
- Więc to mistrz powinien dbać o uczniów. – zripostował
Odpowiedź ta zamknęła na chwilę usta Delany, która naburmuszona usiadła na ziemi plecami do ogniska. Chwila ciszy jednak nie mogła trwać wiecznie.
- Faceci… pierwsi do bicia ostatni do pomocy. – westchnęła
- Co tam mruczysz?
- Nic! Przyjaciół nie mam sama do siebie gadam! – zadrwiła.
Ciężka stal wbiła się w ziemię.
- Na tym świecie są dwie rzeczy, których nie przegadasz, kobiety i wkurzone kobiety.
Shadowstep odwróciła głowę.
- Gdzie idziesz?
- Za potrzebą… przy okazji porozmawiam z kamieniami. – rzucił.
W lesie zapadła już noc, jedynie płomienie ogniska i mdły blask Moonglow błyszczały miedzy drzewami. Para posilała się w najlepsze wsłuchując się w huczenie sów i trzask trawionego przez ogień drewna.
- Jak myślisz co robi teraz Melfice? – spytała Delana
- Pewnie dobija się do drzwi jakiejś gospody w Lethe.
Nie wiedział jak trafne było jego określenie. Hammersmith już nie pukał, a dobijał się co sił do drzwi jednej z tawern.
- Idę już idę – rozległ się rozleniwiony głos z wewnątrz.
Drzwi oparły się na kilku łańcuchach pozostawiając otworem niewielka przestrzeń.
- Ktoś ty? – spytał szorstko człowiek za drzwiami.
- Przybywam z Peacebloom, pewnie nie wiele ci powie moje nazwisko.
- A brzmi ono?
- Hammersmith, Melfice Hammersmith.
- Hammersmith… ten Hammersmith?! – zdziwił się
- Innego nie ma, a może już niema. – powiedział z przygnębieniem Melfice.
- Wchodź do środka i powiedz co cię trapi.
Łańcuchy spadły i drzwi stanęły otworem. Chłopak powoli wszedł do środka i zajął miejsce najbliżej baru.
- Co cię tu sprowadza, chłopcze?
- Pragnienie opuszczenia wyspy.
- Aż tak źle ci się żyje?
- Gorzej niż mogłoby się wydawać.
- Interes ojca upadł?
- Gorzej, całe Peacebloom zostało zrównane z ziemią.
- Więc plotki są prawdziwe. – westchnął gospodarz – Ale nie możemy tak gadać o suchych pyskach.
Wstał od stołu i poszedł zaczerpnąć najprzedniejszego browaru, jaki był dostępny w knajpie.
- „Złote Widmo”, lepszego nie znajdziesz na całym Azarath.
- Dziękuje panu.
- Ciekawą broń nosisz.
- Ostatnie dzieło mojego ojca, miało bronić ludzi, a póki co jedynie przyglądało się jak umierają.
- Mocne słowa, ale jeszcze uratujesz nim setki – pocieszył go staruszek.
Melfice wziął kufel do ręki i za jednym razem opróżnił go do połowy.
- Dobre macie tu piwo.
- Pochlebiasz mi, ale proszę powiedz czy to co mówią ludzie jest prawdą?
- Zależy co mówią.
- Wiesz, brama, demony, Requiem.
Blondyn spuścił głowę.
- Tak – szepnął – Zaczyna się wojna, jednak ja mam jej już dosyć.
- Dlatego przybyłeś tutaj, co?
- Mam nadzieję złapać jakiś statek na kontynent.
- A co z twoją ręką? Nie wygląda najlepiej.
- Uraz po starciu z jednym z demonów, obrażenia nie są takie straszne, na jakie wyglądają.
Karczmarz spojrzał z niedowierzaniem na młodzieńca.
- Chcesz powiedzieć, że przeżyłeś starcie z przeklętym?
- Z przyjacielem udało nam się go nawet zabić.
- To już uratowaliście setkę istnień – stwierdził – a jego niema z tobą?
- Tu się nasze drogi rozeszły, on ma pewną osobistą sprawę do załatwienia na Azarath.
Gospodarz spojrzał na zegar.
- Późno już, tu jest klucz do wolnego pokoju idź i się wyśpij. W ciągu dwóch dni jakiś statek powinien wyruszyć na kontynent.
- Jeszcze raz bardzo panu dziękuję.
- Byłem dłużny kilka groszy twojemu ojcu, chociaż tyle mogę zrobić aby ten dług spłacić.
Mężczyzna wskazał młodemu pokój poczym udał się na piętro do siebie. Zmęczony wędrówką i nieco odurzony alkoholem Melfice szybko zasnął. Dwójka koczująca w lesie także kładła się spać.
- Mam nadzieję, że pochwa zatrzyma przez chwilę ciepło rozgrzanej stali – mruknął pod nosem Drax i ułożył tuż obok siebie nagrzaną bron.
Po drugiej stronie drzewa próbowała zasnąć Delana, jednak w żaden sposób jej się to nie udawało. Chrapanie „Siwego” stanowiło kolejna przeszkodę w osiągnięciu tego celu.
- Jakim cudem on tak szybko zasnął… - pomyślała
Nagle chłodne powietrze przeszło jej po plecach.
- Zimno…
- Hej! Jesteś za blisko! – krzyknął chłopak do leżącej tuż obok Delany.
- Ale tak jest cieplej. – powiedziała cicho wtulając się w Draxa.
- Ale jesteś za bli….
- Kto by pomyślał, że z ciebie taki dzikus. – zachichotała – Ładne parę lat mieszkałeś w jednym pokoju z Selene a moja obecność cię krępuje?
- Selene… ją traktowałem raczej jak siostrę.
- W takim razie wyobraź sobie, że mnie tu niema.
Tym razem role się odwróciły, to Delana była tą, która zasnęła w mgnieniu oka. Młody Bloodpledge bij się z własnymi myślami jeszcze przez dobre kilka minut, jednak w końcu i on poddał się zmęczeniu. Godziny mijały a księżyc powoli chylił się ku zachodowi, coś jednak przerwało błogi sen mistrza i ucznia, stawiając ich w, wydawałoby się, kłopotliwej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Requiem - rozdział 6,7
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu