Forum Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku Strona Główna


Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku
OFICJALNE FORUM
Odpowiedz do tematu
Requiem - Rozdział 3,4,5
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 3: Kiełkujące ziarno zemsty.

Minęło osiem lat od chwili gdy Melfice wysadził w powietrze stodołę, a okoliczna ludność odwróciła się plecami do rodziny Hammersmithów. Interesy nie szły najlepiej. Wieści szybko się roznoszą i rodzina „czarowników” popadła w niesławę w wielu okolicznych miastach i wsiach. Lekarstwa Anae były kupowane jedynie w ostateczności, chociaż zdarzyło się kilka przypadków, że chory wybrał śmierć zamiast leku. Na wyroby Borga też szybko znalazły się substytuty. Z pewnością gorsze, ale ważne, że robione przez zwykłych kowali. Jedynie od czasu do czasu pojawiało się jakieś zamówienie na kilka mieczy czy toporów. Życie całej rodziny zmieniło się nie do poznania. Chłopcy razem z Selene uczyli się teraz rzemiosła wojennego. Zdani na własną wyobraźnię opracowywali różne techniki walki, nie zawsze skuteczne. Treningi odbywali w lesie, a z domu wychodzili wcześnie by uniknąć zbędnego zrzędzenia mieszkańców.
- No dawaj!
- Szykuj się Melfice!
Chłopak rozpędził się i biorąc potężny zamach mieczem uderzył w kierunku brata. Pojedyncze blond włosy opadły na ziemię, a Drax z trudnością łapał oddech.
- Znowu cię mam! – roześmiał się Melfice trzymając swój oręż przy żebrach brata.
- Ej tylko uważajcie tam! – zawołał dziewczęcy głos – nie mam zamiaru was składać do kupy co drugi dzień!
- Selene ma rację, dajmy na luz i odpocznijmy.
- Jak wolisz siwy! – roześmiał się Melfice.
Bloodpledge nawet nie zareagował. Po jego śnieżno białych, sięgających ramion włosach spływał pot niczym, strumień wody ze skał. Chłopak uniósł swój młodzieńczy wzrok w stronę nieba.
- Ptaki… - westchną.
- Co ptaki?
- Kiedy tak patrzę jak zataczają koła na niebie…
- Chcesz to samo osiągnąć walcząc mieczem? – zapytała dziewczyna.
- Ta…
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę otoczeni drzewami i przypatrywali się ptakom latającym pomiędzy koronami drzew.
- Znowu się obijacie?
- Tato? Co ty tu robisz? – zapytał Melfice
Oczy całej trójki skierowały się na kowala trzymającego jakieś przedmioty.
- Wywalcie to żelastwo, mam tutaj coś dla was.
- Żelastwo?! Mówiłeś, że to jedne z najlepszych broni. – rzucił Drax
- W porównaniu z tym co wam przyniosłem, nie jest to warte złamanego miedziaka…
Cała trójka spojrzała na kowala z lekkim niedowierzaniem. Na plecach trzymał on jakiś pakunek owinięty w skórę. Chwycił ręką za rzemyk który był go przepasał i pewnym ruchem ręki położył na ziemi tajemnicze przedmioty. Borg posłał spojrzenie swoim podopiecznym.
- Dobra, wywalcie te zabawki, pora żebyście dostali prawdziwą broń!
- Prawdziwą broń? – zapytał Melfice.
Stary Hammersmith otworzył pakunek, a oczom przyjaciół ukazał się oręż o jakim nie słyszeli nawet w legendach.
- Melfice, synu…
Melfice wstał i podszedł do ojca.
- To są bliźniacze ostrza, wykonane z drakolitu, stopu mithrilu i Astralu.
- Ojcze… te ostrza dosyć dziwnie wyglądają.
- Są lekkie i szybkie, w najprzedniejsza stal wchodzą jak nóż w masło! Kształt i szybkość maja sprawić, że będzie to broń służąca do obrony i wyprowadzania kontr-ataków. Niestety musisz sam nauczyć się nimi walczyć, będziesz pierwszą osobą która użyje ich w boju.
Melfice objął ojca i dziękował mu za dar w serdecznym uścisku.
- Delana, dla ciebie też starczyło drakolitu.
- Ale.. pan zrobił dla mnie już tak dużo… nie mogę…
- Ech.. czy wszystkie baby takie są? – przewał kowal
Delana nie śmiele podeszła do Borga a ten wręczył jej lekki, ostry jak brzytwa, drakolityczny miecz.
- Wiem, że nie za bardzo lubisz rozwiązania siłowe, ale czasami może zabraknąć przy tobie któregoś z chłopaków.
- Czego się czerwienisz Silentsong – roześmiał się Drax.
- No młody teraz twoja kolej.
Bloodpledge wpatrywał się w długą rękojeść wystającą ze skórzanej pochwy.
- Wypełniam w tej chwili ostatnią wolę twojego ojca, Drax. „To jemu powierzam przyszłość Bloodpledge i blask nocnej gwiazdy.”
- Ze co?!
- To list który zostawił twój ojciec, oraz nocna gwiazda którą miałem dla ciebie przekuć.
Drax natychmiast chwycił za rękojeść i wyciągnął sporych rozmiarów oręż.
- Ten.. miecz.. on świeci czy tylko mi się wydaje? – rzuciła Delana.
- Ta broń to Moonglow, nawet ja nie wiem z jakiego jest zrobiona metalu. Na pewno jednak wiem, że przekułem ją tylko dzięki księżycowemu prochowi.
- Skąd wziąłeś ten proch? – spytał Drax.
- Od twojego ojca, jednak nigdy nie wnikałem skąd on go ma.
- Jak tym walczyć? Trochę duża ta rękojeść…
- Nie jestem wojownikiem, ale o pewnych sprawach technicznych mogę ci powiedzieć. Widzisz to najlepiej wyważona broń w całym Azarath. Koniec ostrza jest nieco szerszy i cięższy żeby nadać mu większego impetu. W przeciwieństwie do innych mieczy ma on wydłużoną rękojeść dzieci czemu nie szarpiesz całego ostrza i oszczędzasz siły. Walka nim polega na zasadzie dźwigni, aby unieść ostrze musisz szarpnąć rękę leżącą bliżej spojenia. Ręką leżącą przy końcu rękojeści pchasz przez co ostrze zbliża się ku tobie…
- Krótko mówiąc działa to mniej więcej jak halabarda – przewał Melfice.
- Jak halabarda… - powtórzył Drax
- Jeśli wszystko jasne to mogę wracać – roześmiał się Borg i skierował swoje kroki w stronę Peacebloom.
- No to nas urządził.. – sapnął Melfice – teraz musimy się uczyć walczyć od nowa.
- Drax?
Bloodpledge kucał na ziemi trzymając w jednej ręce broń. W drugiej zaś przewracał jakiś mały przedmiot.
- Drax? – powtórzyła dziewczyna.
- Dobra, nie traćmy więcej czasu – mruknął
Wstał na równe nogi i patrząc w stronę oddalającego się kowala schował mały przedmiot do kieszeni. Chwycił Moonglow obiema rękami i odwrócił się do przyjaciół.
- Coś go trapi… - szepnęła Delana
- Nawet wiem co…
- Melfice… szykuj się! – wykrzyknął Drax i rzucił się w stronę brata.
Pędził jak opętany trzymając oręż gotowy do uderzenia. Aeon zasłonił się jednym ostrzem jak gdyby chciał odparować atak. Jednak Drax wziął zamach i uderzył z nad głowy. Hammersmith odskoczył na bok ledwo unikając uderzenia. Na ziemi pozostał podłużny ślad tak jak by ktoś przeciągnął po niej pługiem. Delana stała z boku i przyglądała się temu co się właśnie stało.
- Co to było do cholery!? – krzyknął Melfice.
Drax uniósł oręż lekko nad ziemię i w tym momencie zerwał się lekki wiatr. Przeraźliwie chłodny wiatr, jakby sam oddech śmierci krążył wokoło. Zielone liście drzew opadały na ziemię jakby jesień miała zebrać swoje żniwa.
- Melfice.. chyba wiem o co chodzi… - sapną Drax.
Wziął zamach i uderzając swoim Moonglow w drzewo oddzielił je od pnia. Delana i Melfice stali jak wryci patrząc się na zmierzającą ku ziemi gigantyczną koronę drzewa.
- Ten miecz.. to nie tylko oręż…
- Co masz na myśli – zapytała dziewczyna.
- Nie wiem jak to możliwe ale gdy go dzierżę, czuję że jest przy mnie mój ojciec i mówi mi co mam robić. To tak jakby w tej broni było zawarte całe doświadczenie jej poprzedniego właściciela.
- Skupmy się lepiej na treningu, to nowe bronie i wypada się nauczyć ich używać.
- Melfice ma racje, Drax wracajmy do ćwiczeń.
Melfice zdążył sobie wyobrazić jak ma wyglądać styl walki tym zakrzywionym dziwactwem.
- Lepiej będzie trenować samemu – zaproponował.
- Mel ma racje – przytaknął
- Róbcie jak wolicie, mi to obojętne.
Cała trójka rozbiegła się po lesie. Borg siedział już w domu wraz ze swoją żoną.
- Co z Flatheadem?
- Ciężko powiedzieć.. zioła wydają się pomagać, ale tylko krótkotrwale.
Kowal spuścił głowę. Filip był jedyną osobą w wiosce która nie stroniła od towarzystwa „czarowników”. Nagle przez okno wleciał kamień i grupa dzieciaków krzycząc jakieś wyzwiska rozbiegła się po okolicy.
- Cholera… codziennie coś ląduje przez okno albo pod drzwiami. – rzucił ze złością.
- Nic nie poradzisz, a Requiem i tak nie zareaguje.
- To dobrze, że nie reaguje. Nie oddam naszych pociech tym barbarzyńcom!
- Coś się szykuje.. coś nie dobrego.
- Co masz na myśli Anae?
- Ten opuszczony przed laty dom, a w zasadzie jego ruiny.
- Coś z nim nie tak?
- Od pewnego czasu mam wrażenie, ze czai się tam jakieś zło. Przynajmniej ja nie lubię tamtędy przechodzić.
Kiedy tak rozmawiali ze sobą do drzwi rozległo się donośne pukanie i coś ciężkiego upadło przed nimi.
- Znów ci gówniarze.. – pomyślał kowal i otworzył drzwi wejściowe.
Na progu drzwi leżał ledwo przytomny farmer. Błagalnym wzrokiem prosił kowala o pomoc. Jego twarz była zmęczona, jak by nie przespał kilku nocy. Ubranie miał całe poszarpane i okaleczone ciało.
- Boże, Filip! – wykrzyknęła żona kowala – Borg zanieś go do pokoju, szybko!
Kowal wziął przyjaciela pod ramię i poprowadził na łóżko w pokoju. Anae przyniosła bandaże i zioła. Za pomocą moździerza rozdrobniła zioła. Zalała je wrzątkiem, żeby przyjęły mazistą konsystencję. Gdy maść była już gotowa, natarła nią bandaże i owinęła je wokół ran.
- To pomoże ciału, ale potrzebuję jeszcze kilku olejków, żeby uspokoić jego umysł.
- Gdzie są te olejki?
- W altanie w ogrodzie, biegnij po nie, są podpisane!
Borg nie tracąc chwili wybiegł przez drzwi prowadzące do ogrodu.
- Pani doktur…
- Tak?
- Muszę coś pani powiedzieć..
- Zamieniam się w słuch, przyjacielu.
- Nie wiam co to, ale głosy słyszę.
- Jakie głosy?
- Nie wiam.. ale nie jest to głos żywego. Kładę się spać i słyszę kobiecy głos.
- Pamiętasz co mówi?
- Tak, dokładniutko, mówi „Pod glebą jest ziarno potrzebujące siewcy. Ty będziesz siewcą a kamień ziarno wyda owoc od stali trwalszy”.
Ledwo skończył mówić a Borg wpadł do domu z olejkami.
- Znalazłem tylko te.
- W porządku, dokładnie tych mi trzeba.
Anae sporządziła miksturę o zielonkawym zabarwieniu i podstawiła ją pod nos farmerowi.
- Wdychaj to przez chwilę, a poczujesz się nieco lepiej.
Flathead po chwili już smacznie chrapał. Kowalowa skinęła głową i razem z mężem usiadła przy stole w jadalni.
- Co z nim?
- Nigdy nie było tak źle jeśli ma być szczera…
- Wiesz już co mu dolega?
Anae tylko pokręciła głową na boki.
- Cholera… najpierw Eliasowi się zachciało umierać a teraz ma jego ślady pójść ostatnia osoba która nie ucieka na nasz widok?!
- Borg, ja naprawdę nie wiem jak mu pomóc – rozżaliła się – jeszcze nie dawno tak to nie wyglądało, a teraz… bełkocze i prawdopodobnie stał się lunatykiem.
- Lunatykiem?
- Wstaje w nocy i robi pewne rzeczy nieświadomie.
- Jesteś pewna?
- Jak inaczej wytłumaczysz tak rozległe rany na ciele?
- Może po prostu uderzył się w głowę…
- Nie, na jego głowie niema ani jednego śladu po uderzeniu, nic! – Kowalowa spuściła głowę – jest coś jeszcze.
- Co takiego?! Mów!
- Filip, słyszy głosy – powiedziała pół szeptem.
Borgowi odebrało mowę. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał. W końcu z wielkim trudem wyrzucił z siebie.
- Opętanie?
Oboje zamilkli i spuścili głowy. Siedzieli tak w milczeniu dłuższą chwilę, po czym Anae wyjrzała przez okno.
- Już późno.
- Tak, ten czas zapiernicza jak opętany, gdy coś cię trapi..
- Lepiej przygotuje kolacje, młodzi niedługo powinni wrócić.
Borg nic nie mówiąc wstał od stołu i wyszedł do kuźni. Anae zajęta przyrządzaniem kolacji nie zauważyła, że łóżko w którym leżał Flathead jest puste. Drzwi do domu otworzyły się i cała trójka przeszła przez próg.
- Flathead był u nas? – spytał Melfice
- Flathead? Przecież on… - urwała Anae zdając sobie sprawę że łóżko stoi puste.
- Coś się stało?
- Cholera! Selene musisz go zatrzymać, coś niedobrego się z nim dzieje!
Dziewczyna wybiegła przed dom, ale farmera już tam nie było. Nieco oszołomiona tym wszystkim wróciła do mieszkania. Matka spuściła głowę.
- Co on do cholery kombinuje...
Domownicy usiedli do wieczerzy i w ciszy poczęli się sycić. Kowal ciągle uderzał młotem o stal, rozrzucając wokoło iskry. Jednak jego wiek i zmęczenie dało o sobie znać i młot upadł na ziemię. Hammersmith spojrzał na swoje dłonie. Trzęsły się jak zmarznięte dziecko.
- Starzeje się… - pomyślał i wyszedł z kuźni pozostawiając cały bałagan na ziemi.
Gdy kowal zasiadł do stołu, pozostali już kończyli się posilać.
- Chciałbym, żebyście zaczekali jeszcze nie odchodzili.- oznajmił Borg.
- Coś się stało? – zapytała Kowalowa.
- Nie jestem pewien, ale chyba wiem co dolega Flatheadowi.
- Co ?! – zapytali chórem chłopcy.
- Ja jestem już za stary na te gierki, ale chciałbym, żebyście mieli na niego oko.
Ojciec wytłumaczył wszystko swoim pociechom i nakazał wypocząć.
Następnego ranka nieprzebita niczyim wzrokiem mgła okrywała całe Peacebloom. Zgodnie z zaleceniami ojca cała trójka została w domu przygotowując się do swojej pierwszej w życiu misji. Traktowali to dosyć poważnie, widzieli już wiele dziwnych rzeczy, więc nie wiedzieli z czym teraz będą mieć do czynienia. Selene wpatrywała się w okno, z którego miała doskonały widok na chatę farmera. Melfice siedział w zamyśleniu obok leżącego w pół śnie Draxa.
- Ech.. to idiotyzm, naprawdę myślicie, że stary Filip coś kręci?
- Nie wiem, poczekamy zobaczymy. – szepnęła Selene.
- A ty Drax?
Melfice zamiast odpowiedzi usłyszał jedynie donośne chrapnięcie.
- Ten to jest bezstresowy! – roześmiała się dziewczyna.
Młody Hammersmith też nie mógł powstrzymać się do śmiechu. We dwoje narobili tyle hałasu, że obudzili Draxa.
- Hej! O co chodzi?
- O nic! – roześmiał się Melfice – już o nic.
- Flathead!
- Gdzie?! – zapytał Drax.
- On.. idzie do nas.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i w progu mieszkania stanął farmer. Fizycznie wyglądał lepiej niż zeszłego dnia, ale widać było, ze jest jakiś nieobecny. Podkrążone oczy, łysiejąca głowa i nieobecny wzrok. Można by go nazwać żywym trupem, chociaż to mogło by urazić nawet ożywieńca. Drax otworzył drzwi farmerowi i zaprosił do środka.
- Dziękuje Borg – powiedział cicho kowal.
Drax przez chwilę myślał, że ten stroi sobie żarty, ale Filip kontynuował.
- Wiesz, Borg. Czasem wydaje mi się, że życie niema sensu.
- Dlaczego tak myślisz?
- Rodzimy się, starzejemy, umieramy… po co to wszystko?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nieśmiertelność… jeśli jej nie osiągniesz, znasz swoje przeznaczenie i nie możesz go zmienić.
- Pieprzysz głupoty! Każdy jest kowalem swego losu.
- Tak, kowalem to ty jesteś niezłym – rzucił – ale twoja świetność przeminie. Każdy wykuwa swój los, ale czy jest sens tak się starać?
Drax spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego tak wierzysz w przeznaczenie?
- Bo przed nim nie uciekniesz, jedyne co może się zmienić to sposób w jaki umrzesz, ale efekt jest jeden.
- Więc co ty planujesz?
Flathead uśmiechną się ironicznie.
- Czy to nie jasne? Uciec przed przeznaczeniem!
W tym momencie Anae weszła do domu.
- O Anae tak sobie właśnie rozmawiam z twoim małżonkiem.
Anae przetarła oczy ze zdziwienia. Wyraźnie widziała, że Filip rozmawia z Draxem.
- Zostawię was na chwilę samych – powiedział Drax i podszedł do Anae.
- Co tu się dzieje do diabła?! – spytała
- Mamo, Flatheadowi odbija i to ostro, powiem reszcie, żeby się zebrali.
Kowalowa skinęła głową i Drax w mgnieniu oka zniknął w murach drugiego pokoju. Z kuchni jadalni dochodziły krzyki Flatheada. Cały czas wykrzykiwał coś o zmianie przeznaczenia i dążeniu do nieśmiertelności.
- Nie wydaje się wam, że Filip zachowuje się jakoś inaczej? – szepnęła Selene.
Melfice spojrzał na nią kątem oka.
- Czy ja wiem, on zawsze był dziwny.
- Melfice… - wtrącił Drax – z nim jest coś nie tak i nie chodzi tutaj o rzeczy jakie wygaduje.
- Co masz na myśli ?
- Jego chłopski akcent… zniknął.
- Myślisz, że ten farmer to nie ten sam farmer?
- Dajcie spokój chłopaki, mamy sprawdzić gdzie on się podziewa cały czas, a nie myśleć czy zmądrzał czy zgłupiał.
Drzwi trzasnęły i matka wpadła do pokoju w którym siedziała cała trójka.
- Szybko, Filip wybiegł z domu!
Wszyscy naraz rzucili się do drzwi. Drzwi trzasnęły po raz kolejny i Anae została sama w domu. Jej mąż wyjechał do miasta załatwić parę spraw, a mgła z pewnością nie ułatwiała mu powrotu. Siedziała tak chwilę w głębokim zamyśleniu lecz nagle dźwięk stali wytrącił ją z tego stanu. Odgłosy walki dochodziły od strony kuźni. „Czy to mogą być..” pomyślała i podeszła do okna. Jednak gęsta mgła nie wydawała się ustępować ani na chwilę i skutecznie ograniczała widoczność. Zgrzyt stali po chwili ustał i znowu zapadła grobowa cisza. Przyjaciele biegli we mgle ciągle szukając jakichś śladów farmera.
- Cholera, takiej mgły nie widziałem nigdy – sapnął Melfice
- Zwolnij trochę bo…. – urwała, gdyż w tej chwili młody Hammersmith wpadł z wielkim impetem na beczkę.
Uderzył w nią z takim impetem, że przeleciał na drugą stronę i zahaczając nogą przewrócił ja. Ta z kolei przetoczyła się po chłopaku i uderzyła o ścianę pobliskiego domu.
- Dzień się zapowiada interesująco.. – westchną leżąc ciągle na ziemi.
- Żyjesz stary? – zapytał Bloodpledge nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Melfice powoli zaczął zbierać się z ziemi. Kiedy już miał wstać na równe nogi coś trzasnęło.
- Cholera, ale boli! – wykrzyknął
- Pokaż zajmę się tym!
Melfice dotknął dłonią pleców i roześmiał się.
- To jednak nie u mnie!
- Idiota.. – wrzucił brat.
- Tylko się nie zaczynajcie znów kłócić. Pomyślcie lepiej co to było.
- Flathead… - rzucił Drax.
- Skąd masz pewność? – zapytała
- A kto inny wychodzi w taką mgłę? Tylko farmer z problemami i tylko tacy idioci jak my, więc co tu dużo do myślenia?
- Ja, nawet wiem skąd dochodził ten dźwięk – wtrącił Melfice.
Oczy obojga skierowały się na otrzepującego z piasku chłopaka.
- Pamiętasz Drax, kilka lat temu bawiliśmy się w chowanego.
- Chcesz powiedzieć że..
- Jesteśmy w pobliżu tego samego miejsca.
Ruszyli w kierunku ruin domu, spalone i przegnite belki walały się po ziemi. Zniszczony dywanik leżał w tym samym miejscu co przed ośmioma laty. Swąd zgnilizny dawał się we znaki wszystkim zebranym.
- Zauważyliście coś dziwnego? – spytała
- Prócz tego, że Flathead siedzi w tej opuszczonej piwnicy to niczego.
- Mgła… - wykrztusiła.
Gęsta mgła która okalała cała wioskę nie zachodziła w ogóle na teren chaty. Widoczność była tak dobra jak w bezchmurny poranek. Miejsce to jednak było fałszywe niczym sam szatan. Otaczała je dziwna aura chłodu. Z pod ziemi dochodziły jakieś niewyraźne szepty. Chłopcy nie zbyt byli zadowoleni samym przebywaniem tutaj, ale Silentsong nie wydawała się tym przejmować.
- Czuję.. że to miejsce jest mi bliskie.
Drax spuścił głowę.
- Ono jest ci bliskie, to tutaj twoja siostra została zabita… - wyksztusił.
Selene znieruchomiała. Na wieść o tym co się tu stało łzy cisnęły się jej do oczu. Dłonie zacisnęła w pieści.
- Czy to dlatego… że… że… - szlochała nie mogąc wydobyć słowa.
Bloodpledge położył dłoń na jej ramieniu.
- Tak, dlatego, że była taka jak my.
Dziewczyna wstała z ziemi i natychmiast odwróciła się w stronę chłopaków.
- Chodźmy stąd, mieliśmy się tylko dowiedzieć gdzie podziewa się farmer.
Powiedziała to tak oschle, że Melfice zaczął się zastanawiać czy i jej coś nie opętało.
- Jak tylko wrócimy i coś zjemy, zabieramy nasz sprzęt i wyruszamy do lasu.
- Zapowiada się długi dzień. – zawołał Melice.
W końcu dotarli do domu. Anae właśnie znosiła jedzenie do jadalni, ojciec siedział w kuźni.
- Cholera, mogłem się tego spodziewać.
- Coś się stało tato? – spytał syn kowala.
- Ta cholerna mgła przyciąga złodziei, ktoś „pożyczył” sobie jeden z moich mieczy.
- A co z Flatheadem? – spytała matka
- Wiemy, że się ukrywa w piwnicy spalonego domu. – powiedział Drax chwytając za udko kurczaka.
- W takim razie, moja medycyna mu nie jest w stanie pomóc, to nie jest zwykła choroba.
- Opętanie… - szepnęła Selene.
- Przestań się martwic na zapas i jedz – wybełkotał Melfice mając pełno jedzenia w ustach.
Wszyscy zaczęli się posilać. Udka, skrzydełka, kotlety z grzybami. Wszystko co znajdowało się w misach na jedzenie musiało zniknąć. Silentsong nie dopisywał apetyt i w przeciwieństwie do obżerających się przyjaciół poprzestała na jednym daniu.
Po niespełna godzinie, naczynia stały puste. Kowal postanowił się zdrzemnąć, a jego żona zabrała się za zmywanie. Kątem oka ujrzała wychodzącą trójkę.
- Gdzieś idziecie?
- Ta, poćwiczymy trochę w lesie i wrócimy.
Drzwi zamknęły się za nimi i zniknęli w nieprzeniknionej mgle.
- Tak jak ostatnio? – spytała dziewczyna
- Ta, tocząc pojedynki musimy bardziej uważać żeby się nie pozabijać niż nauczyć się walczyć. – roześmiał się Melfice.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, rubinowa łuna lśniła na niebie. Ptaki zaczęły zlatywać się do lasu napotykając na troje ludzi. Dwoje masakrowało drzewa niczym stu wprawionych drwali. Jedynie dziewczyna siedziała w skupieniu z zamkniętymi oczami. Rośliny dookoła niej były zieleńsze od pozostałych, tak jakby dopiero co wyszły z pod ziemi.
We wschodniej części lasu dwa wirujące ostrza przycinały gałęzie drzew i upuszczały żywicę z konarów. Z czasem ten taniec ostrzy ustawał i ów człowiek przysiadał na pniaku. Przeszywał wzrokiem swoją prawą dłoń, jakby chciał dostrzec na niej coś czego niema.
Napinał swoje mięśnie tak, że wydawało się, iż żyły chciały wyskoczyć spod skóry. Trwał w takiej pozycji dopóki nie ujrzał dostrzegał dziwnego błysku.
- Coraz lepiej utrzymuję równowagę podczas łączenia ataków, teraz tylko utrzymać równowagę many i będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! – mówił sam do siebie.
W zachodniej części lasu zerwał się lodowaty wiatr. Stojący tam człowiek dzierżył w jednej ręce ogromny miecz, którego klinga błyszczała słabym blaskiem. Wokół niego leżały ścięte drzewa. Stał on spokojnie w samym sercu wichury, głęboko zamyślony. W jego głowie odzywał się głos. „To prawda, że świetny wojownik część swojej duszy pozostawia w orężu, aby jego spadkobiercy stali się jeszcze świetniejsi”. Oczy człowieka otworzyły się i wiatr zaczął wirować wokół oręża. Wziął zamach i uderzył w najbliższe drzewo. Ptaki nie chciały obserwować dłużej jak ich domy są niszczone. Kruki odleciały kracząc donośnie, wydawały się mówić „I twój dom zostanie kiedyś zniszczony”.
Mgła w Peacebloom zaczęła się rozpraszać, gdy słońce znajdowało się na zachodnim horyzoncie.
- W końcu się przerzedziło, idę zobaczyć czy kuźni nikt nie ukradł! – roześmiał się kowal.
Kowalowa tylko się uśmiechnęła. Borg zbadał cała kuźnię z dokładnością codo centymetra.
- Dobrze, że nie zginęło nic więcej – odetchnął z ulgą.
Jednak zanikająca mgła odsłoniła prawdę o kradzieży. Nieopodal kuźni leżały zwłoki człowieka z dziurą w brzuchu.
- Co jest do cholery… - powiedział sam do siebie.
Spojrzał na ubiór zabitego i dostrzegł naszywkę na ubraniu. Obrazek na naszywce przedstawiał trójkąt o nie zaostrzonych kątach z, którego podstawy w górę pnie się palący knot.
- Ten trójkąt… „Spokojny Oblivion”! – wykrzyknął z przerażeniem
- Co się stało?!
- Nie wiem co się kroi, ale mamy pod domem martwego Requiem.
- Co!? – krzyknęła z przerażenia Anae.
- Nie mogę się mylić, trójkąt o nie zaostrzonych kątach to symbol Oblivionu, otchłani zapomnienia, a palący się knot to symbol znicza, mającego przynieść pokój duszom. Takiego symbolu używa właśnie Requiem!
Wydarzenie to sprowadziło wielu gapiów, którzy mieli kolejne powody by osądzać rodzinę Hammersmithów o spisek przeciwko wiosce.
- Do diabła z wami! Czarownicy! Mordercy!
Oszczerstwa padały non stop przez kilka minut. Uwagę mieszkańców przykuł bowiem widok ledwo stąpającego po ziemi Flatheada. W obdartym ubraniu z poważnymi ranami na ciele sunął ku centrum wioski. Wtedy mieszkańcy zdali sobie sprawę, że jest to jedynie miejsce gdzie mgła nie przerzedziła się ani trochę. Niektórzy nawet twierdzili, że zgęstniała.
- Flathead! – wykrzyczał z całych sił kowal, ale ten nie słychał.
Wołanie powtórzyło się jeszcze raz. W końcu farmer zniknął w mgielnej gęstwinie.
- Coś jest nie tak… powiedział Drax do szykujących się do powrotu towarzyszy.
- Ta, też mam takie dziwne przeczucie – powiedział Melfice.
Ich przyjaciółka tylko skinęła głową jako, że się z nimi zgadza.
Wszyscy ruszyli w stronę wioski trzymając swoją broń w gotowości.
Wieśniacy zebrali się dookoła dziwnej chmury. Trzymali rękach sierpy, widły i inne narzędzia jakie mogły by posłużyć do obrony w razie zagrożenia. Kilku wieśniaków nie pogardziło chwycić za broń z kuźni kowala, który już sam trzymał ogromny topór w rękach.
- Wy którzy znacie swój los! Wy którzy nie uciekniecie przed przeznaczeniem! Śmiertelni i słabi którzy mnie ukamienowali by się mnie pozbyć! Rzucony kamień zostanie odbity! – powiedział głos dochodzący z wewnątrz chmury.
- Sharon… - sapnął kowal – Zabili ją z powodu daru jaki miała, a teraz ten dar obróci przeciwko wiosce.
Ludzie zwrócili wzrok na kowala, wiedzieli jakiego czynu dopuścili się w przeszłości, ale przez myśl im nie przeszło, że będzie on miał takie konsekwencje.
Mgła zaczęła znikać i odsłaniać krwawe ślady na ziemi. Linie namalowane krwią tworzyły pięcioramienną gwiazdę.
- Znaki diabła! – krzyczał tłum, ale gdy tylko opętany farmer się odezwał wszyscy zamilkli.
- Patrzcie o to staje się nieśmiertelność na waszych oczach! Zabity a jednak żywy i stojący ponad ludzką siła!
Kończąc tymi słowami farmer wbił sobie sztylet w serce i upadł po środku pentagramu. Krew wypływała spod jego ciała wypełniając wnętrze gwiazdy. Gwiazda po kilku chwilach wypełniła się życiodajnym płynem i zatrzęsła się ziemia. Pod ciałem Filipa nastąpił rozłam i zwłoki spadły w bezdenną otchłań. Wieśniacy patrzyli na to zdarzenie w przerażeniu, niektórzy mdleli. Większość z nich chciała uciekać, ale strach odbierał im siły. Z otchłani błysnęło czerwone światło, a następnie rozległ się donośny ryk. Ryk ten nie przypominał odgłosu żadnego ze zwierząt, mieszkańcy po raz pierwszy doświadczyli takiego odgłosu. Ogromne szpony chwyciły za krawędź ulicy.
- Słyszeliście to!? – zawołała Selene.
- A tego się dało nie słyszeć? – spytał ironicznie Drax.
Cała trójka przyspieszyła kroku, czuli wszechobecne zło i to, że wioska stoi bezbronna. Pędzili co tchu, niczym spłoszone stado byków. Wybiegając na ostatnią prostą prowadząca do wioski zauważyli jak kolosalne monstrum pustoszy okolice. Dobiegając do wioski zobaczyli jakiś obiekt zbliżający się w ich kierunku.
- T-to… głowa.. – wyksztusiła Selene.
- Jego raczej już nie da rady poskładać do kupy co? – zażartował Melfice.
Drax i Selene stali jak wryci. Hammersmith zdał sobie sprawę, że jego zachowanie było nie na miejscu.
- Czym to jest…?
- Nie wiem, Drax. Pytaj się mnie a ja zapytam się ciebie – odparła.
Monstrum liczyło jakieś trzy metrów, miało potężną budowę ciała, nieco przypominającą goryla. Potężne długie ręce zakończone kilkunasto centymetrowymi, grubymi szponami. Całe pokryte grubym szarym futrem. Pysk nie przypominał pysku żadnego znanego zwierzęcia. Kiedy bestia wyła dało się dostrzec jej potężne kły. W dodatku zdradzieckie kocie oczy wyszukiwały kolejnych ofiar. Bestia niszczyła wszystko co miała pod ręką. Drewniane chatki zawalały się jakby były zrobione z tektury. Kamienny dom Hammersmithów przypominał teraz kamieniołom.
- Selene, tam! – wykrzyknął Melfice i wskazał palcem miejsce gdzie niegdyś znajdowała się kuźnia.
Leżał tam ciężko ranny ojciec Melfice’a.
- My zajmiemy się tym bydlakiem a ty ratuj naszego ojca! – rozkazał
Obaj chłopcy z bronią w ręku rzucili się na potwora. Odwracając jego uwagę dali Selene czas by zajęła się starym kowalem.
- Selene, dziecko to niema sensu, ja już jestem martwy. – wyksztusił Borg.
- Nie, nie jest pan! Nie może pan teraz umrzeć!
Selene przyłożyła ręce do poszarpanego ciała starego Hammersmith i skupiając się na podtrzymaniu pracy serca zaczęła wtłaczać manę w jego ciało.
- Selene… to… nic… nie… da…
- Niech pan nic nie mówi! – płakała dziewczyna. – Uratujemy pana i wioskę!
Chłopcy walczyli z furią tysiąca dzikich bestii wykorzystując przewagę jaka dawała im szybkość. Sprawni unikali ataków wyprowadzanych przez bestie, szukając dogodnej chwili na atak. Końcu Drax dostrzegł odsłonięty bok potwora.
- Giń do diabła! – wykrzyknął i uderzył z całych sił.
Ostrze zatrzymało się na futrze nawet nie zadrapując kolosa. Ten z kolei szybkim ruchem ręki posłał Bloodpledge’a w powietrze. Młodzieniec przeleciał dobre parę metrów by zatrzymać się na workach z mąką, które stały obok jeszcze nie naruszonego młyna. W tym momencie Melfice wskakując na grzbiet potwora wyprowadził kilka szybkich cięć w kark.
- Co jest do cholery z tym futrzakiem! – wykrzyknął i zeskoczył unikając szponów.
Drax doszedł do siebie i szybko dołączył do kompana.
- Drax, potrzebuje trochę czasu i może się uda z tym czymś skończyć.
- Jasne. Jeżeli ja z tym nie skończę teraz!
Bloodpledge chwycił Moonglow w obie ręce i cofnął ostrze tak jakby brał zamach. Zerwał się chłodny wiatr i zaczął wirować dookoła oręża. Nie zastanawiając się dłużej Drax wybiegł na spotkanie bestii.
- To ze mną masz walczyć! – wykrzyknął, widząc, że ta zbliża się do Selene.
Potwór odwrócił głowę i zobaczył jak młody chłopak wykonując potężny zamach uderza z wielkim impetem. Włochaty stwór zachwiał się pod tym uderzeniem, lecz ostrze ciągle nie mogło sięgnąć celu. Bestia powróciła do walki z synem strażnika. Syn kowala stał z tyłu. Jego broń leżała na ziemi a on sam skupiał się na czymś.
- Melfice! Szybko do cholery!
- Jeszcze chwila!
Przez jego dłoń zaczęła przechodzić energia, mana w czystej postaci. Drax po raz kolejny oberwał od potwora i wylądował kilka metrów dalej. Cały obolały ledwo uniósł głowę i spojrzał na Melfice’a.
-K-kurwa, co on próbuje zrobić…
Melfice chwycił się za prawe ramie i wyprostował prawą rękę.
- Chodź do tatusia futrzaku! – wykrzyknął
Nagle kula o sporej średnicy uformowana z czystej many pojawiła się przed Hammersmithem. Była jasna, anergia w niej skoncentrowana poruszała się chaotycznie we wszystkich kierunkach. Melfice wystrzelił ją w kierunku bestii. Uderzenie uniosło tuman kurzu i wysuszyło glebę. Parująca woda sprawiła, że chmura unosiła się przez dłuższą chwilę. Melfice pomógł się podnieść bratu z ziemi.
- Dorwaliśmy go? – spytał Drax
- A jest inne wyjście?
Nagle rozległ się ryk i potężne szpony wyłoniły się z mgły. Zaczęły zbliżać się w stronę braci. Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. To co widzieli, te szpony napełniły ich strachem, nagle w jednej sekundzie setki scen z życia ukazały się przed ich oczami. Potężne pazury mogli już odczuć na swojej skórze, koniec był blisko, a oni nie zdolni uchylić się przed tym atakiem. Pazur zdawał zagłębiać się w ciel, ale bezsilność nie pozwalała krzyczeć. Przełykanie śliny trwało wieki. Pytanie czy śmierć boli nie dawało spokoju chłopakom. Czy już zginęli i nic nie czują, czy może jeszcze nie zdążyli tego bólu odczuć.
- Kurwa…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 4: Więź z przeklętymi.

Sparaliżowani strachem bracia stali w miejscu nie mogąc poruszyć choćby palcem. Przed swoimi oczyma widzieli potężne szpony włochatego stwora. Czuli oddech śmierci na karku i dziwne myśli dręczyły ich umysł. Czy już są martwi? Czy życie po śmierci wygląda jak rzeczywistość? Drax zdawało się chciał wykrzyknąć „Skończ to wreszcie!”. Nic takiego się jednak nie stało. Kurz opadał z każdą chwilą i jedynie ten kurz pozostawał w ruchu. Drax, Melfice, Selene czy nawet sama bestia trwali w martwym bezruchu niczym posągi w pracowni rzeźbiarza. Ciężko ranny kowal tracił siły z każdą chwilą, jego nieobecny wzrok chciał jakby zatrzymać obraz całej trójki na zawsze. Kuracja Selene nie przynosiła pożądanych efektów. Mogła ona jedynie podtrzymać życie starego Hammersmitha i jednocześnie wydłużyć jego cierpienia. Jednak ojciec wydawał się na to godzić, chciał jeszcze pożegnać się ze swoimi podopiecznymi. Sekundy ciągnęły się niczym godziny, a powietrze wydawało się tak gęste, że można je było niemal pociąć. W końcu bestia warknęła wytrąciła wszystkich ze stanu niebytu.
- Futrzak.. – Wyksztusił Melfice – zatrzymał się..
- Myślałem, że już po nas… - dodał z ulgą Drax.
Czuli się jakby ktoś zrzucił z nich kilkotonowy głaz z pleców.
- Jak to zabić… - sykną Bloodpledge
-Oczy! – Wykrzyknął ktoś z oddali
-Co?! Kto tam jest?!
Melfice wychylił zza monstrum i ujrzał człowieka o krótkiej siwej brodzie i łysiejącej czuprynie. Odziany był w czerwone szaty, a w jego lewej ręce trzymał kostur. Prawa ręka była uniesiona i jakby wskazywała w stronę chłopców.
- Oczy to jedyny słaby punkt Behemotha.
- Jedyny słaby punkt? – zapytali
- Całe jego ciało pokryte jest skórą odporną na wszelki oręż i magię niszczącą. Jedyny sposób by go zabić to wdarcie się zimną stalą w centrum myśli bestii.
Starzec zacisnął uniesioną dłoń i rozległ się donośny ryk. Potężne nogi włochatego monstrum ugięły się, klatka piersiowa wypięła się do przodu. Ręce bezsilnie rzucone za siebie i wypięta ku górze głowa ryczącej bestii dawała do zrozumienia, że bardzo cierpi. Ryk nie ustawał jeszcze przez chwilę, gdy w końcu kolana spotkały się z ziemią. Czerwone ślepia rozwarły się szeroko niczym ziemia w centrum wioski.
- To jest wasza zdobycz – powiedział starzec. – Wywleczcie jej myśli na wierzch.
Drax chwycił Moonglow w obie ręce a ostrze skierował w stronę lewego oka futrzaka.
- Po raz pierwszy to ostrze zabłyśnie krwawą łuną.
I nie zastanawiając się dłużej zatopił je w głowie plugastwa. Krew zaczęła spływać strumieniami a martwe ciało zmierzało na spotkanie z ziemią. Chwilę ciszy przerwał kobiecy krzyk, który wkrótce zniknął w gdzieś w oddali.
- Ten krzyk… założę się, że też go poznałeś Melfice.
- Biedna umęczona dusza.. – odpowiedział.
Chłopcy skończywszy z Behemothem zbliżyli się do ciężko rannego ojca.
- Chłopcy… - wyksztusił – ja udaje się na spotkanie Eliasem.
- Nie tato! – wykrzyknął ze łzami w oczach Melfice.
Selene starała się utrzymać swojego opiekuna przy życiu jak najdłużej, jednak z każdą chwilą stawało się to trudniejsze. Hammersmith coraz bardziej krwawił a dziewczyna była coraz bardziej zmęczona. Syn strażnika stał ze spuszczoną głową, na jego twarzy malował się ból i smutek. Mimo wszystko stary kowal kontynuował.
- Staliście się silni… ale to nie wystarczy. Szykuje się… coś… większego. Posłuchajcie starego i stańcie… się…
- On poszedł na spotkanie ze swoim przyjacielem. – powiedział tajemniczy starzec.
- Kim jesteś i dlaczego nam pomagasz? – zapytała dziewczyna.
- Jestem demonologiem, zwą mnie Illiath Blackfaith.
- Więc to ty wezwałeś tą istotę, morderco! – wykrzyknął Melfice.
- Nie, jesteście tacy sami jak ludzie którzy wygnali mnie z zakonu Mistycznego Oka.
- Skoro jesteś wygnańcem to nawet się to składa w logiczną całość – rzucił z gniewem Drax.
- Głupiec, ja nie skupiłem się na sztuce przywoływania demonów i ich kontroli.
- Demonolog nie umiejący władać demonami?! – zdziwiła się Selene
- Selene nie daj się nabrać na to gadanie! Melfice szykuj się!
- Dajcie spokój! Co jeśli mówi prawdę? Być może będzie mocnym sojusznikiem! – powiedziała podirytowana.
Bracia natychmiast odłożyli oręż.
- Powinniście dziękować losowi, że zesłał wam taką osobę jak Selene. – mruknął – chodźcie ze mną.
- A co z nimi.. – powiedział Melfice rozglądając się dookoła.
Wioska niemal przestała istnieć, ruiny otaczające centrum miasta nie przypominały już domostw. Doszczętnie zniszczona kuźnia, rozrzucony po całym placu oręż i sam kowal pośrodku tego wszystkiego napawały całą trójkę ogromnym smutkiem. Cisza, jaka nastała nadała jeszcze bardziej złowrogiego wyrazu całemu zdarzeniu. Rozczłonkowane i poszarpane ciała walały się po całej wiosce. Z pod gruzów niektórych domów sączyła się krew a spalona słońcem ziemia wchłaniała ją niczym roślina wodę.
- Nie ma czasu na odprawianie pogrzebów. Musimy wykorzystać każdą sekundę, aby kolejny pogrzeb nie był naszym. – odpowiedział demonolog.
- W takim razie na co czekamy?! – rzucił ze wściekłością Bloodpledge.
- Droga będzie długa, ale opowiem wam więcej o mnie. Chcę żeby ktoś w końcu poznał cała prawdę.
Pod przewodnictwem Illiatha cała trójka opuściła wioskę pozostawiając za sobą martwe ciała mieszkańców oraz resztki ich dobytku. Wkrótce zniknęli w promieniach zachodzącego słońca. Maszerowali przez wzniesienia w kierunku znanym tylko Blackfaithowi, ten z kolei opowiadał im swojej przeszłości.
- … i wtedy poznałem siłę jaką niesie ze sobą nauka o demonach.
- To wtedy zacząłeś się interesować zakazaną sztuką? – spytała Silentsong
- Tak, ale zakon nie rozumiał do czego dążyłem. Zgłębiając treść przeklętej księgi poznawałem naturę demonów. Nie uczyłem się rytuałów przywołujących, ale bazując na dokładnych opisach fizycznych oraz strukturze mentalnej przeklętych, opracowywałem zaklęcia, które niskim kosztem mogły odsyłać je do swego piekielnego świata.
- Ale jak znam życie cos się komuś nie podobało… - zadrwił Drax
- Magowie nie potrafili, czy być może nie chcieli dzielić demonologów na złych i dobrych. Dla nich każdy student demonologii był diabłem wcielonym. W obawie przed splugawieniem ich świętego zakonu wygnali mnie z Mistycznego Oka.
- Ech, a nie dało by się z nimi teraz pogadać?
- To raczej nie możliwe, Mistyczne Oko przestało istnieć niedługo po tym jak zostałem wygnany. Sam nie wiem co się stało naprawdę, ale ludzie mówili…
- Ludzie zawsze mówią.. – przerwał Melfice.
- Tak, ale tym razem to było dość nie fortunne zdarzenie. Niespełna tydzień po wygnaniu zakon został zniszczony przez demona Urgasha. Teraz zgadnijcie, kogo winili za śmierć magów?
Nastała chwila ciszy, po czym demonolog znów zaczął mówić.
- No właśnie.. Niedługo po zniszczeniu zakonu zebrała się rada kryzysowa Requiem..
- Requiem?! – przerwał Drax – Oni zdradzili mojego ojca!
Illiath przystanął i spojrzał na Draxa.
- Czyli Bloodpledge uchował potomka…
- Co masz na myśli? Znałeś mojego ojca?
- Requiem zebrało się, aby zapieczętować bramę, przez którą Urgash dostał się do tego świata. Bloodpledge, Arcymistrz Archon i Soulripper postanowili odesłać Urgasha i zapieczętować bramę. Potrzebowali jednak jeszcze kogoś, kto zna się na demonach.
- Ciebie.. – szepnęła Selene.
- Tak, mnie. Zepchnąłem przeklętego księcia z powrotem do jego świata i postanowiłem pomóc w pieczętowaniu. Tam właśnie poznałem twojego ojca. Był wtedy nieco starszy od ciebie a już był prawą ręką Arcymistrza. W każdym razie twój ojciec był jednym z ogniw pieczętujących. Pieczęć słabła z każdym dniem, ale śmierć jednego z ogniw oznacza znaczne osłabienie pieczęci i wzrost szybkości z jaką ona słabnie. Skoro twój ojciec nie żyje, to wyjaśnia, dlaczego taki Demon jak Behemoth mógł się przedostać do naszego świata.
- Co w takim razie można zrobić? – zapytał Melfice.
- Ponownie zapieczętować bramę, ale o tym powiem wam jak dotrzemy do mojej posiadłości, chodźcie to już nie daleko.
Illiath zaprowadził trójkę przyjaciół nad urwisko. Rozciągał się z niego widok na zachodnie morze Azarnea. Lekka morska bryza zapewniała orzeźwienie zmęczonym przybyszom i łagodnymi muśnięciami wydawała się witać właściciela domu. Gasnące promienie słońca odbijały się w morskiej toni różnymi kolorami. Pod urwiskiem znajdowała się jaskinia, a wejście do niej było zagrodzone kilkoma zbitymi ze sobą deskami.
- A więc tu jest twój azyl! - roześmiał się donośnie Drax
Blackfaith otworzył prowizoryczne drzwi i wszedł do środka.. Grupa przyjaciół natychmiast ruszyła za nim. Korytarze ciągnęły się w głąb ziemi i jedynie pochodnie rozstawione w dużych odstępach od siebie rzucały mdłe światło na ich ściany.
- Sporo tutaj kwater.. - mruknął Melfice - czy ty aby na pewno nie bawisz się z demonami?
Pozostała dwójka spojrzała na Melfice'a, który jakby nagle otworzył im oczy. Wcześniej zdawali się nie dostrzegać ogromu tej kryjówki.
- W końcu musiało paść to pytanie. - odpowiedział demonolog - Nie, nie trzymam z demonami.
- Więc jak to wyjaśnisz?!
- Ta kryjówka była wiele lat temu schronieniem dla miejscowych bandytów. Jak wiecie po opuszczeniu Mistycznego Oka, nie miałem gdzie się podziać. W końcu natknąłem się na to. Dostrzegli we mnie coś więcej niż zwykłego wędrowca i tak stałem się przywódcą ich grupy.
- Co?! Trzymałeś z bandytami? - zdziwiła się Selene.
- Stare dzieje... - mruknął.
- Stare... ale jednak cholernie ważne! - zbulwersował się Melfice - co jeśli..
- Co tak tu śmierdzi.. - przerwał Drax.
- Mówisz o zapachu spalonego mięsa? - spytał Illiath.- to właśnie co się stało, gdy się znudziłem moimi bandytami. Nie wiem dlaczego ale od kilku miesięcy ten swąd nie chce się ulotnić.
Cała trójka stanęła jak wryta. Z przerażeniem patrzyli jak beztrosko Illiath traktuje tamto wydarzenie.
- Chodźcie, tu są wasze kwatery.
Przyjaciele jednak nie mieli zamiaru ruszyć się z miejsca.
- Tak jak myślałem, zrozumieliście dokładnie o co chodzi, ze spalonym mięsem. Normalnie człowiek w waszym wieku, w dodatku pochodzący ze wsi, pomyślał by, że mówię o spalonym kurczaku.
- Co masz an myśli? - spytał niepewnie Drax.
- Nie zauważyliście? Mana nie tylko wspomaga wasza tężyznę fizyczną, ale przyspiesza rozwój umysłowy. Sposób w jaki dziesięciolatek pojmował rzeczywistość był nieco inny niż wasz, czyż nie?
- Teraz gdy o tym wspomniałeś...- urwała dziewczyna.
Demonolog uśmiechnął się pod nosem.
- Mana to nie tylko siła. Jestem po to aby nauczyć was jak wykorzystywać ją poza sferą fizyczną.
Illiath wskazał ręką na pokoje znajdujące się tuż obok.
- To wasze pokoje mieszkalne, jutro o świcie zacznę was uczyć sztuki obchodzenia się z maną.
Cała trójka podeszła do drzwi, gdy nagle ich uwagę przykuła tabliczka na nich wisząca.
- Jaki macie numer? - spytał Drax
- 666b.. – Odpowiedział Melice
- Ja mam.. 666c – szepnęła cicho Selene – A ty?
- 666a… - rzucił – Blackfaith, o co chodzi z tymi szóstkami?
Demonolog spojrzał na trójkę przyjaciół i wybuchnął śmiechem.
- Ja po prostu lubię te cyfry!
- Jak na demonologa przystało… - dodała
Blackfaith odwrócił się i odszedł bez słowa. Przyjaciele nacisnęli na swoje klamki i ich oczom ukazała się sypialnia. Była to niewielka klitka z drewnianym jednoosobowym łóżkiem. Worek sianem zastępował poduszkę, a kilka zszytych ze sobą skór miało służyć za kołdrę. Standardy te daleko odbiegały od Hammersmithowskich.
- Nie za wiele tego tutaj. – powiedział Melice
- Ciesz się, że nie musisz spać na dworze. – rzucił cicho Drax i wszedł do środka.
Drzwi za nim zamknęły się i zapanowała absolutna ciemność. Światło pochodni z korytarza nie było w stanie przebić się przez te, o dziwo, solidnie wykonane drzwi. Bloodpledge chwycił za rękojeść Moonglow i pewnym ruchem wyciągnął go z pochwy.
- Teraz lepiej. – mruknął.
Oparł swoją broń o ścianę i usiadł na łóżku. Patrzył się nieobecnym wzrokiem w stronę mdłego światła bijąc się z własnymi myślami. Powróciły obrazy z popołudnia, obraz zniszczonej rodzinnej wioski, bezsilności ludzi i ten, w którym znienawidzona rodzina staje się nagle sprzymierzeńcem i jedynym ratunkiem. Ratunkiem, który miał nigdy nie nadejść. Rozumiał obawy mieszkańców wobec „innych”, jednak nie mógł pojąć, dlaczego nie stali się tego zaakceptować. Nagle drzwi do jego kwatery otworzyły się.
- Jeszcze nie śpisz?
- Dlaczego, miałbym spać?
- Już dawno po godzinie duchów, myślałem, że jesteś zmęczony tym wszystkim jak twoi przyjaciele.
- Co?! Nie przypuszczałbym, że już tak późno!
- Drax. Dlaczego starasz się żyć przeszłością?
- Ja… gdybym tam był wcześniej, oni mogliby żyć.
- To było zapisane w gwiazdach, przeznaczenia nie…
- Nie zmienię, czy tak? – przerwał – Już słyszałem tę śpiewkę.
Blackfaith lekko spuścił na chwilę głowę, po czym znów spojrzał na młodego chłopaka.
- Prześpij się, rano nie będzie na to czasu – powiedział stanowczo i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Młodzieniec chwycił za wisiorek zawieszony na szyi i powiedział w myślach.
- Na krew moich ojców przysięgam… Przysięgam zmienić swoje przeznaczenie.
W końcu nastał ranek, drzwi do kwatery Melfice’a otwarły się a ten ciągle leżał pogrążony w głębokim śnie.
- Podniósłbyś łaskawie swoje zwłoki! - wykrzyknął starzec.
Melice oszołomiony nieco całym zdarzeniem spadł z łóżka. Leniwie podnosząc się z ziemi ujrzał Selene stojącą w pełnej gotowości u boku swojego gospodarza.
- Ech. Już wstaję już wstaję.. – sapnął
Hammersmith wstał i przeciągnął się, po czym podszedł do kwatery Draxa.
- Wstawaj! – krzyknął do przez drzwi, ale nikt nie odpowiedział.
- Jak ciebie ciężko było zedrzeć o tej porze to Drax pewnie się dopiero przekręca na drugi bok. –roześmiała się dziewczyna.
- Może i masz racje – powiedział wesoło Melice i nacisnął na klamkę.
Drzwiczki do pomieszczenia otworzyły się. Moonglow leżał na łóżku jednak bez swojego właściciela.
- Cholera gdzie on jest! – wykrzyknął Melfice
- Może ten wasz Bloodpledge nie jest taki leniwy jak myślicie.
- To raczej do niego nie podobne… - powiedziała Selene
Melfice wyleciał z pokoju Draxa niczym pocisk z katapulty. Biegał od drzwi do drzwi szukając swojego kompana. „Gdzie ten idiota się chowa?” powtarzał w myślach gdy nagle morskie powietrze dochodzące z zewnątrz groty musnęło jego twarz. Wybiegając na plażę zobaczył stojącego Draxa patrzącego się w morską toń.
- Stary myślałem, że uciekłeś czy coś..
- Skąd to przypuszczenie? – zdziwił się chłopak.
- Ech. Wiesz zawsze lubiłeś sobie pospać, a tu nagle znikasz.
- Ludzie się zmieniają.. – powiedział – Przeznaczenie też – dodał po chwili.
Wychodzący z pieczary demonolog udał, że tego nie słyszy. Za wszelką cenę chciał uniknąć niepotrzebnych konfliktów mogących zakłócić trening. Starzec spojrzał w niebo i rzekł.
- Skoro już wszyscy jesteśmy pora wam wyjaśnić, na czym będzie polegał mój trening.
Przyjaciele zwrócili wzrok na starca i żaden z nich nie miał zamiaru mu przerywać.
- Jak już wiecie mana wpływa także na rozwój umysłowy. Pozwala to wychwytywać więcej informacji płynących z otoczenia. Wasze mózgi pracują kilkukrotnie szybciej niż mózgi zwykłych ludzi, a zmysły są bardziej wyostrzone. Daje to wam możliwość opanowania tak zwanej, globalnej percepcji.
- Czym jest globalna percepcja? – spytała Silentsong.
- Już wyjaśniam – odparł – globalna percepcja to w pewnym sensie szósty zmysł pozwalający na identyfikacje otoczenia ze wszystkich stron naraz. Polega ona na wysyłaniu znikomych ilości many, która „patroluje” obszar wokół nas i dostarcza informacje bezpośrednio do mózgu.
- Co masz na myśli mówiąc patroluje?
- Mana wysyłana jest we wszystkich kierunkach na określony dystans tworząc pewnego rodzaju pole energetyczne. Wszystko, co się w nim znajduje w pewien sposób je zakłóca. Informacja o zakłóceniu w naszej strefie natychmiast jest dostarczana do mózgu przez co możemy określić położenie anomalii. Z pewnością już wcześniej odbieraliście różne sygnały podświadomie.
- Peacebloom.. – westchnął Drax.
- Miedzy innymi wydarzenia z Peacebloom… - powiedział starzec.
- Ile jest rodzajów takich zakłóceń?
- Na szczęście mniej niż może ci się wydawać. Jest kilka głównych typów zakłóceń, na przykład metale maja wspólny rdzeń, to samo tyczy się ludzi posiadających dar jak i tych bez na demonach kończąc.
- Czyli nic mnie już w życiu nie zaskoczy – roześmiał się Melfice.
- Niezupełnie chłopcze, jeśli na swojej drodze napotkasz nieumarłych globalna percepcja nic ci nie da. To jedyne ograniczenie, jakie występuje.
- Nieumarli?!
- Wszystko w swoim czasie. Wydaje mi się jednak, że lepiej będzie wam pokazać o co mi chodzi.
Demonolog podniósł z ziemi trzy małe kamienie i skierował się w stronę jaskini.
- Gdzie idziesz? – spytał Melfice
- Ukryjcie się gdziekolwiek chcecie, powiedzmy, że pobawimy się w chowanego.
Przyjaciele stanęli jak zamurowani. Zabawa była ostatnią rzeczą, jaka przyszła by im w tym momencie do głowy.
- Ja nie żartuję – krzyknął Illiath – róbcie co mówię jak chcecie cokolwiek osiągnąć.
Cała trójka momentalnie ruszyła w różnych kierunkach, aby się ukryć.
- Przestali się ruszać, czyli już są gotowi. – zamruczał pod nosem.
Starzec wyszedł z pieczary i skierował się prosto do drzewa stojącego nad urwiskiem. Gęste liście sprawiały wrażenie, że wyglądało ono niczym zielona kopuła chroniąca rdzeń. Zatrzymał się parę metrów przed nim i cisnął kamieniem w korony drzew. Nagle rozległ się krzyk.
- Co ty do cholery robisz!
- Możesz już zejść Drax, jeszcze dwójka.
Starzec nie ruszając się z miejsca rzucił kolejnym kamieniem. Ten z kolei uderzył o duży głaz.
- Może pani wyjść, pani Silentsong – roześmiał się.
Zza głazu wyłoniła się zdziwiona twarz dziewczyny.
- Jak ty?!
- Przecież wam o tym przed chwilą mówiłem.
Starzec ruszył w stronę morza. Po niespełna trzech minutach stał już na skraju plaży.
- Wariat z ciebie – mruknął i cisnął ostatnim kamieniem w morską toń.
Przez dłuższą chwile jednak nic się nie działo.
- Jak widać mistrzunio się pomyli… - urwał Drax, gdyż w tym momencie z wody wyłoniła się sylwetka Hammersmitha.
- Próbowałeś mnie zabić?! – wykrzyknął z gniewem.
- Teraz już wiecie, o czym mówiłem. Nie umiejąc się posługiwać globalną percepcją nie zajdziecie daleko.
- Czyli możemy zaczynać? – spytała Selene.
- Tak, chyba tak.
- Co w takim razie mamy robić? – wtrącił Melfice.
- Cała sztuczka polega na skupieniu many. Jeżeli nauczycie się skupiać ją wokół siebie, będziecie w stanie odczytywać jej anomalie.
- Jak mamy ją skupić?
- Najlepiej zamknijcie oczy i zacznijcie wyzwalać manę jak byście chcieli rzucić zaklęcie. Celem tego zaklęcia musicie być wy sami. Organizm użytkownika many broni się przed uszkodzeniem i rozprasza ją wokół siebie. Ta pozostaje przez pewien okres czasu w powietrzu i staje się waszymi oczami na świat. Cokolwiek się tam znajdzie wy natychmiast to odczujecie.
- Rozumiem, że im większe natężenie tym większy dystans, na który jest, mana wyrzucana. – powiedziała niepewnie dziewczyna.
- Dokładnie.
Illiath odsunął się nieco i usiadł na kamieniu przed jaskinią. Przyjaciele nieco rozsunęli się i zaczęli się stosować do rad nauczyciela. Słońce zbliżało się do zenitu i nic nie zapowiadało nadejścia jakiegokolwiek postępu. Cała trójka stała w miejscu starając się zastosować do poleceń mistrza, jednak bezskutecznie.
- Ech, pora coś zjeść, zróbcie sobie przerwę.
- Jeszcze chwila – stęknął Melfice.
- Uparci jesteście, co?
Nikt jednak nie odpowiedział tym razem. Nagle demonolog zwrócił uwagę na Melfice’a. Aura stawała się coraz bardziej widoczna i intensywniejsza.
- Co do diabła?! – pomyślał – To… wyładowanie magiczne. Jakim cudem przekroczył wszelkie limity.
Niczym dym z żarzącego się popiołu wypływała z chłopaka i znikała tuż obok niego.
- Cholera! Melfice przestań to jest….
Nie zdążył dokończyć. Energia gwałtownie uwolniła się, posyłając Draxa i Selene na ziemie. Wokół samego Hammersmitha został tylko okrąg wypalonej trawy.
- Co to było?! – wykrzyknął Drax, podnosząc się z ziemi – Selene nic ci nie jest?
- Żyję, ale nie mogę nazwać tego upadku przyjemnym.
- Wiecie co? To ja pieprze ten trening jeszcze was pozabijam przez przypadek…
- Nie możesz! – rozgniewał się Illiath – nie zdajesz sobie sprawy z daru jaki posiadasz.
- Co masz na myśli?
- Widziałem wielu ludzi wysadzających się w powietrze, ale ty jesteś pierwszym który an moich oczach wysadził wszystko wokół siebie nie czyniąc sobie krzywdy.
- Właśnie przez ten ”dar” zostałem znienawidzony. Ja, Drax i wszyscy moi bliscy!
- Czego się spodziewałeś po wiejskiej ciemnocie?
Melfice zacisnął pięści.
- Dziwisz się, że ta banda idiotów cię odrzuciła?
- Kogo ty nazywasz bandą idiotów!
Aura powrotem stała się widoczna a pulsujący wściekłością Melfice rzucił się w stronę starca.
Zrobiło się ciemno i głosy ustały. Niereagujące na żadne bodźce ciało chłopaka osunęło się na ziemię.
- Następnym razem omijaj ten temat.- warknął Bloodpledge.
- Niepotrzebnie dałeś mu w łeb, ale doceniam twoją pomoc. – odparł zimno demonolog.
- Drax ma racje lepiej go nie prowokować w ten sposób. – powiedziała Selene.
- Musiałem się tylko upewnić, że to przeładowanie zaklęcia nie było przypadkiem.
- To już się zdarzyło wcześniej. Od tamtej pory starał się panować nad gniewem.
- Drax, zanieśmy go może do jego pokoju. – zasugerowała dziewczyna.
- Zabierzcie go i chodźcie, pora wrzucić coś na ząb.
Nie minęła chwila i starzec zniknął w mrokach jaskini. Pozostała dwójka zabrała nieprzytomnego Melfice’a do jego kwatery i ułożyła na łóżku. Po cichu wyszli pokoju i zamknęli drzwi.
- A teraz obiadek! – powiedział radośnie Drax.
- Tak obiadek.. tylko gdzie jest jadalnia..
- Ech, jak ja nienawidzę magów… - westchnął
- To dalsza część treningu.
- Jak to?
- Jeśli się skupisz to wyczujesz jego obecność i trafisz do jadalni. Obiad ma być nagrodą.
- Ten koleś z nami pogrywa jak chce…
- Pomyśl o tym, co czeka w jadalni.
- Motywacja, co?
Selene uśmiechnęła się i natychmiast zaczęła skupiać manę.
„Melfice wysadza wszystko w powietrze, Selene znacznie lepiej utrzymuje kontrole nad maną, a ja..”. Drax myślał chwilę nad swoimi mocnymi stronami, gdy nagle Silentsong zakłóciła jego rozważania.
- Wiem, na czym to polega, ale nie mogę sięgnąć tak daleko aurą.
- Jak daleko?
- Te jaskinie są rozleglejsze niż ci się może wydawać.
- Jakie to uczucie, wejść w stan globalnej percepcji?
- Dziwne, wydaje się, że jesteś w każdym miejscu naraz i wszystkiego możesz dotknąć oraz zobaczyć to z bliska.
- Dotknąć… Wiem!
- Co wiesz?!
Drax chwycił za pochodnie wiszącą na ścianie. Ogień pochodni w jednym momencie zgasł. Zgasł tak szybko jakby ktoś zdmuchnął świeczkę.
- Teraz rozumiesz? – spytał
- Szczerze, to nie bardzo.
- Mogę się nie znać na magii bezpośredniej, ale pośrednio jestem jej w stanie używać.
- Chcesz mi powiedzieć, że zgasiłeś tą pochodnię za pomocą zaklęcia?
- Dokładnie. Jedyne, czego potrzebuję to przedmiot, który będzie stanowił medium pomiędzy mną a maną.
Młodzieniec przyłożył rękę do ściany.
- Udowodnię ci, że ściany mają oczy!
Drax skupił się z całych sił, po chwili wpadł niemalże w trans. Jego oczom ukazywały się rozległe tunele i pomieszczenia. W końcu ujrzał to, czego tak szukał, pokój, w którym przebywał starzec i przygotowujący strawę.
- Mam go! – wykrzyknął radośnie
Za Draxem rozległo się skrzypienie drzwi i nieco oszołomiony, Melfice wyszedł na korytarz.
- Ja cię zabiję… - sapnął
- Zabij a nie zjesz obiadu. – zaśmiał się i pobiegł przed siebie.
Pozostała dwójka pobiegła za nim. Kręte korytarze i niezliczone ilości stopni prowadziły w coraz to mroczniejsze zakątki pieczary. W końcu dobiegli do masywnych drewnianych drzwi, wzmacnianych stalowymi obiciami.
- No i jesteśmy. – powiedział Melfice – Teraz wystarczy nacisnąć na klamkę i wrota do komnaty pełnej jedzenia staną otworem!
Odpychając Draxa na bok, Melfice entuzjastycznie nacisnął na klamkę. Drzwi otworzyły się z wielkim zgrzytem.
- Proszę, proszę. Nawet nasz furiat się obudził.
- Daruj sobie Illiath, gdyby nie to, że przyszykowałeś jakieś żarcie, pociąłbym cię moimi…
- Ostrzami gdybyś tylko je wziął ze sobą – roześmiał się starzec.
Przyjaciele zajęli miejsca przy stole.
- Popatrzcie tylko, jaka wyżerka! – wykrzyknął Drax i łapczywie chwycił za pieczeń.
- Dużo tego, nie wiem do czego zacząć.
- Daj spokój Selene bierz, co jest pod ręką!
Cały stół zastawiony był najróżniejszymi potrawami. Większość z nich widzieli dopiero pierwszy raz, ale po ciężkim dniu nic tak ich nie cieszyło jak dobre jedzenie. Tak przynajmniej myśleli.
- Mistrzu a co to za potrawa – wybełkotał z pełnymi ustami Melfice.
- To co jesz to smażony szczur górski w śmietanie, a to co trzymasz w ręku to…
Demonolog nie zdążył dokończyć a Melfice wypluł wszystko na podłogę.
- Że co? Szczur?!
- Może lepiej jak nie będziecie wiedzieć, z czego to jest zrobione a po prostu zjecie.
- Masz racje, czasem nie wiedza lepsza od wiedzy. – zachichotała Silentsong.
Nie wyjaśniając już więcej, z czego co jest zrobione sam Blackfaith zabrał się do jedzenia. Znalezione przez Melfice’a wino w moment stało się uzupełnieniem posiłku. W ten sposób zwykły wspólny posiłek szybko przeistoczył się w biesiadę trwającą do późnych godzin. Sterty brudnych naczyń zaczynały się piętrzyć a wino wypływało z beczki pod coraz mniejszym ciśnieniem.
- Dobra, wystarczy tego pijaństwa. – powiedział surowo starzec – udajcie się już na spoczynek.
Selene otworzyła drzwi ledwo trzymającym się na nogach chłopakom i wyprowadziła na korytarz. Chwiejnym krokiem chłopcy dotarli do swoich kwater. Ledwo weszli i położyli się na łóżku a ich umysły zmógł głęboki, jak sama Azarnea, sen. Selene w przeciwieństwie do swoich przyjaciół nie zasnęła od razu. „Globalna percepcja…” pomyślała i zamknęła oczy „Jeden, dwa, trzy, cztery… nie jest ktoś jeszcze, piąta osoba”. Nagle zerwała się z łóżka.
- To nie jest człowiek- szepnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 5: Pakty i układy

Do zalanego mrokiem pokoju weszła zgarbiona sylwetka trzymająca w ręku świece. Słaby płomień nawiązał walkę z mrokiem i niepewnie prowadził starca w róg pokoju. Owa postać postawiła świecę na biurku i sięgnęła do szuflady.
-A więc się nie myliłem – mruknął pod nosem i wyciągnął księgę – kto by pomyślał, że taką pieczęć można zerwać tak łatwo.
Starzec zaczął wertować stronice księgi oprawionej w czarną skórę pokasłując, co chwilę.
Jednak w pewnym momencie oderwał wzrok od liter i uniósł wzrok.
- Długo będziesz się jeszcze ukrywać? – spytał stanowczym głosem.
- Odkąd wiesz, że tutaj jestem? – spytał kobiecy głos.
- Od samego początku, czego tutaj szukasz… diablico?
Intruz zbliżył się do biurka.
- Illiath Blackfaith, jak mniemam?
Demonolog jedynie skinął głową.
- Jestem tutaj z rozkazu Urgasha.
- Urgasha? Nie sądziłem, że brama otwarła się tak bardzo, ale wróćmy do tematu. Czego tutaj szukasz?
- Miałam pozbyć się trójki, którą tutaj uczysz.
- Miałam? To znaczy, że twoje plany się zmieniły. – odpowiedział pewny siebie.
- Zrobiłabym to już wczoraj, ale kiedy ich zobaczyłam stało się coś, co nie powinno mieć miejsca…
Na twarzy Illiatha pokazał się grymas zaciekawienia.
- Opowiedz mi o tym, ale jedno kłamstwo i odeślę cię Urgashowi na raty.
- Wróciły mi wspomnienia, miałam już to wszystko zakończyć, gdy zobaczyłam w nich samą siebie. Siebie zanim stałam się tym, czym jestem…
- Wspomnienia? Z czasów człowieczeństwa?! – wykrzyknął – w takim razie ty musisz być..
- Nie mylisz się, Delana Shadowstep.
- Straż boczna księcia demonów, zdrajczyni Requiem. – Blackfaith natychmiastowo zamknął księgę.
- Podchodząc tak blisko podpisałaś na siebie wyrok, a jednak wciąż jesteś spokojna. O co tutaj chodzi!
- Nie wykonałam swojego zadania, po powrocie czeka mnie śmierć, jeśli podniosła bym na ciebie rękę tylko przyspieszyłbyś moja egzekucję.
- Więc? – spytał zdenerwowany.
- Zabrzmi to dziwnie, ale w naszym świecie jesteś legendą. „Blackfaith odsyłacz”, „Illiath, zmora potępionych”. Tak najczęściej nazywają cię moi pobratymcy. Jednak jestem pewna, że ty, który spędził całe życie na poznawaniu sekretów mojej rasy jesteś w stanie oddzielić człowieka, jakim kiedyś byłam od tej demonicznej skorupy.
- Nie rozumiem… nie potrafię sam sobie tego wytłumaczyć, ale czuję, że tłumisz w sobie strach… ludzkie uczucie, nieznane demonom. Powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz, skoro staniesz się człowiekiem też możesz zginąć, więc dlaczego chcesz wrócić do człowieczeństwa?
- Urodziłam się człowiekiem i człowiekiem chcę umrzeć.
- Przekonałaś mnie… jednak musimy zawrzeć układ.
- Teraz to ty brzmisz jak demon – roześmiała się cicho Delana.
- Słuchaj uważnie, od wielu lat trawi mnie choroba, moje dni zbliżają się ku końcowi. Chcę, żebyś ty kontynuowała nauczanie tej trójki.
- Rozumiem, to i tak mała cena za to, co mogę zyskać.
- Czyli układ stoi, zaraz rozpocznę przygotowywania.
- Jakie przygotowywania, jaki układ!? – wrzasnął głos z korytarza.
Demonolog razem z diablica odwrócili się w stronę drzwi.
- Selene… wszystko ci wyjaśnię… – zaczął Illiath
- Co chcesz mi wyjaśnić? Miałam rację od samego początku, jesteś jak każdy demonolog!
Blackfaith podszedł do dziewczyny i mocno chwycił ją za ramiona. Doszło do niewielkiej szarpaniny, ale starzec przyparł ją do ściany. Obok stała Delana śmiejąca się pod nosem.
- Illiath to wygląda jak byś chciał ją zgwałcić!
- Niech sobie wygląda jak chce, ale musi zrozumieć powagę sytuacji. A co do ciebie młoda damo musisz mnie wysłuchać czy ci się to podoba czy nie, rozumiesz?
Nieco zniesmaczona całą sytuacją dziewczyna jedynie skinęła głową. Blackfaith puścił ją złapał oddech.
- Moje przeznaczenie mnie ściga nieubłaganie, dobrze się stało, że zjawił się ktoś taki jak Delana.
Starzec przeraźliwie zakaszlał, poczym oparł się o ścianę. Z uniesioną głową do góry walczył o każdy oddech. Wydawało się, że ma już zejść z tego świata, ale jeszcze udało mu się pozbierać.
- Teraz rozumiesz? Mogę nie dożyć kolejnego dnia, bez mojej wiedzy i umiejętności nie poradzicie sobie w tym świecie, a zostało mi zbyt mało czasu aby was nauczy czegokolwiek więcej.
- To, dlatego zawarłeś układ z demonem? Sprzedasz mu duszę, żeby uczył nas… diabeł? – powiedziała pogardliwie. – Chcesz żeby…
- Starczy tego! – przerwała Delana – Starczy twojego zrzędzenia możesz mnie nie nawiedzić, mogę nie podnieść oręża w twojej obronie, ale w takim razie wyszkolę tamtą dwójkę!
- Myślisz, że się zgodzą?! – wykrzyknęła oburzona
- Jeśli to prawda co powiedział staruszek Blackfaith, to nie mamy innego wyjścia. – powiedział ktoś z korytarza.
Selene spojrzała w prawo z niemałym zakłopotaniem.
- Drax… ty nie mówisz poważnie, prawda?
- Chciałbym, ale faktycznie bez Illiatha jesteśmy niczym, nie wiemy prawie nic, a w prawe to mamy, co najwyżej do ścinania drzew.
- Wy się tu wykłóćcie jeszcze, ja poczynię przygotowania. – szepnął demonolog i zniknął w ciemnościach.
- Jak byśmy nie mogli zacząć od razu. – sapnął
- Zanim zaczniemy stanę się na powrót człowiekiem – powiedziała cicho Delana.
- Czy to znaczy, że nie narodziłaś się demonem – spytał podejrzliwie.
- To długa i burzliwa historia, wracajcie już do siebie.
- Zaczekaj – zawołał Drax – Jeżeli nie chcesz mówić o tym, co się stało to powiedz mi, dlaczego chcesz stać się na powrót człowiekiem.
- Narodziłam się człowiekiem i człowiekiem chcę umrzeć czy to wystarczający powód, żebyś poszedł już spać?
Drax odwrócił się i zaczął iść w stronę swojej kwatery
- Ta… dosyć głupi o prawda, ale zawsze jakiś powód z tego jest. Chodź Selene mam wrażenie, że jutro będzie się działo.
Dziewczyna jeszcze raz przeszyła wzrokiem Delanę i ruszyła za przyjacielem.
- Od jutra, zegar zacznie odliczać czas do przybycia Księcia i jego świty… - pomyślała – Spijcie dobrze, gdyż później nie będzie czasu na sen.
Shadowstep z niemałym zakłopotaniem ruszyła za Demonologiem.
Schody prowadziły coraz niżej. Powietrze stawało się coraz cięższe i przesiąknięte różnymi nieprzyjemnymi zapachami. Nadgnite ściany dawały do zrozumienia, że od dawna nikt tu nie mieszkał. Nagle z głębi rozległ się klekot zamka, nieużywanego, od co najmniej kilku lat.
- Już jesteś nie daleko panno Shadowstep – zawołał z oddali Illiath.
Delana przyspieszyła kroku. Po chwili jej czerwonym oczom ukazał się otwarty żelazny właz. Pomieszczenie rozświetlała całkiem spora ilość pochodni i świec. Gdy tylko przekroczyła próg poczuła jakby coś szturchnęło ją w rękę, ale w pomieszczeniu prócz niej był jedynie demonolog.
- Poczułaś to, prawda? – zapytał.
- Cały ten pokój jest przesiąknięty duchową energią, co tu się stało?
- Masz rację nie jesteśmy tu sami. Dawno temu doszło tu do egzekucji, a duchy straconych, nadal istnieją w zawieszeniu między życiem a śmiercią.
Blackfaith pochylił się i chwycił za niewielki dywanik leżący na środku podłogi. Jednym pewnym ruchem odrzucił go na bok.
- Czym ty jesteś? – spytała drżącym głosem.
- Co? Wydaje mi się, że każdy umie rzucić dywanikiem.
- Nie udawaj idioty, runa, która jest na ziemi…
- Tak to pieczęć Nemezisa, klucznika dusz.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że potrafisz z niej korzystać.
Starzec uśmiechnął się pod nosem.
- Niema innego sposobu na zatrzymanie tylu dusz w zawieszeniu pomiędzy światami.
- Chcesz powiedzieć, że to ty dokonałeś egzekucji?
- Nikt inny, będąc hersztem bandytów, którzy tu mieszkali nie miałem z tym większego problemu, tym bardziej, że chłopaki byli bardzo otwarci na nowinki ze świata magii.
- Na co ci były ich dusze? – spytała zaciekawiona.
- Na czarną godzinę, taką jak teraz.
Diablica posłała Illiathowi zimne spojrzenie.
- Przewidziałeś to wszystko – rzuciła
- Nie do końca, ale przezorny zawsze ubezpieczony – odpowiedział dusząc w sobie kaszel. – W każdym razie te dusze będą potrzebne do rytuału.
- Dlaczego aż tyle?!
- Dusza duszy nie równa moja droga. Ożywienie zwłok to nie problem, struktura ciała nie jest tak skomplikowana, ale przywrócenie duszy, wspomnień… człowieczeństwa to sztuka klasy boskiej.
- Co się stanie po rytuale?
- Ty odzyskasz to, co utraciłaś.
- A ty?
- Trzydzieści dusz zostanie poświeconych, aby przywrócić twoją jedną, swoją duszę oddam Nemezisowi jako zapłatę i przyjmę twoje diabelskie brzemię.
- Staniesz się tym czym ja teraz…
- Nie na długo, jestem stary i schorowany. Wątpię, czy to przeżyję. W każdym razie damy porządnego kopa przeklętym.
- Co masz na myśli?
- W przypadku gdybym przeżył stałbym się podwładnym Urgasha, jednak kiedy umrę Urgash straci i strażnika i demona.
- To tak jakby wbić dwa sztylety w jedne plecy, naprawdę moja rasa to przy tobie potulne owieczki – roześmiała się.
- Dobrze, że się śmiejesz teraz.
Delana natychmiast ucichła i spojrzała na starca.
- Przywrócenie duszy może być tak przyjemne jak wydzieranie serca żywemu przez gardło.
- Nieważne, rób, co do ciebie należy.
Illiath podszedł do półki wiszącej na prawej ścianie. Stała na niej czarna świeca, lekko stopiona, ale nieużywana od dawna. Wyciągnął on swoją trzęsącą się rękę w stronę świecy.
- Płoń… - szepnął i knot świecy zabłysnął niewielkim płomieniem.
Diablica przyglądała się uważnie przygotowaniom do rytuału. Po jej minie można było stwierdzić, że nadal zastanawia się jak ktoś tak kruchy jak człowiek mógł opanować sztukę Nemezisa. Demonolog podszedł do runy narysowanej na podłodze trzymając świecę w ręku. Przechylił ją tak, że stopiony wosk skapywał na kontury znaku. Znak wyglądał jak trójkąt równoboczny, którego wierzchołki określają centrum okręgów. Z kolei okręgi te przecinają trójkąt i siebie nawzajem. Delana ciągle wpatrywała się w kroczącego po linii staruszka.
- Próbuję cię rozgryźć, ale nie mogę – powiedziała cicho.
- Zastanawia cię symbol i to jak nauczyłem się go wykorzystywać, czyż nie?
- Skąd wiesz?!
- Widzę kątem oka jak mi się przyglądasz.
- Nie sądziłam, że…
- Powiem ci – przerwał – szczególnie, że ty także używasz run.
Zdziwienie zagościło na twarzy Shadowstep.
- Skąd wiesz, jakiej magii używam?!
- Wiem o was więcej, niż moglibyście przypuszczać – odpowiedział pokasłując.
Nie przerywając rytuału zaczął tłumaczyć.
- Grunt to poznać znaczenie runy. Możesz ją wykorzystać na oślep, to nie trudne rzucić zaklęcie opierające się na sile runy. Problemem jest takie zaklęcie kontrolować. Aby ułatwić sobie zadanie należy znaleźć punkt, z którego najłatwiej kontrolować przepływ many. Poznając znaczenie runy, łatwiej jest się doszukać takiego punktu.
- Zatem, co ta runa znaczy? – zapytała nie odrywając wzroku od starca.
- Trójkąt określa więź pomiędzy centrum trzech światów. Ziemią, stolicą żywych, Piekłem, imperium przeklętych a Rajem, królestwem świętych. Światy te jak wskazuje runa przenikają się nawzajem. Kontrolować runę można teoretycznie z każdego miejsca gdyż to gdzie trafia dusza umarłego pośrednio zależne od każdego ze światów. Na ziemi dokonujemy wyboru, do raju wpuszczane są osoby określone przez bogów a cześć jest odsyłana w otchłań piekła. Z kolei demony kuszą śmiertelników by zwabić ich do swojego świata, co w pewien sposób określa, kto trafi do raju. Jednak gdzie są dusze zawieszone miedzy tymi trzema światami? Nie żywe, ale niesłużące po żadnej ze stron?
- Nemezis… - opowiedziała
- Każda dusza, chociaż raz odwiedza klucznika, Jednak niektóre pozostają uwięzione w tym bycie-niebycie i jedynie, co można o nich powiedzieć to tyle, że są. Teraz mam nadzieje jesteś w stanie wskazać najlepsze miejsce kontroli pieczęci Nemezisa.
Illiath zakończył przygotowania i usunął się z runy. Delana badawczym wzrokiem mierzyła każdą część pieczęci. Nagle coś ja natchnęło.
- Mam! – krzyknęła – To jest to miejsce – dodała wskazując palcem na wnętrze trójkąta gdzie wszystkie trzy koła przecinały się wzajemnie.
Demonolog uśmiechnął się pod nosem.
- Zatem nic nam nie stoi na przeszkodzie by zaczynać. Muszę cię jednak ostrzec.
- O co chodzi?
- Trzydzieści dusz zostanie poświęconych, abyś wróciła do ludzkiej postaci i odzyskała, co stracone. Jeśli się zawahasz i odrzucisz, chociaż jedną duszę możesz sama zostać uwieziona w tym między-świecie.
- Rozumiem, zaczynajmy.
Illiath stanął po środku runy w miejscu wskazanym przez diablicę i zaczął mamrotać pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Powietrze zrobiło się gęste i coraz ciężej było oddychać. Dało się odczuć bardzo dokładnie obecność wielu ludzi w jednym pomieszczeniu. W pewnym sensie zrobiło się tłoczno. Starzec uniósł ręce do góry i wykrzyknął „Iruah ishilor”.
- To nie jest demoniczny… - pomyślała Shadowstep.
W jednym momencie ściany pokoju zniknęły. Stali we dwoje w bezgranicznej przestrzeni, gdzieś poza czasem i światami, które znali. Nagle do dwójki dołączyła osoba trzymająca w prawej ręce miecz, a w lewej długą drewnianą laskę. Prawą cześć ciała pokrywała zbroja płytowa, natomiast lewa odziana była w szaty. Długie siwe włosy opadały na zgarbione plecy. Razem z nim pojawiło się trzydzieści wrzeszczących dusz. Na twarzy każdej z nich malowało się niewyobrażalne cierpienie.
- Wezwałeś mnie, więc jestem.
- Nic się nie postarzałeś, Nemezis – wybuchnął śmiechem
- Nemezis… czyli ty… - urwała
- Korzystając z magii runicznej wykorzystujesz swoją siłę jedynie do kontrolowania pieczęci, natomiast do uzyskania efektów wykorzystujesz jej własną moc.
- Wystarczy tych wykładów Blackfaith – powiedział niosącym echo głosem – Jesteś tu aby sfinalizować pakt., czyż nie?
- Dane mi będzie wykorzystać dusze, które dla mnie przetrzymałeś.
-Słucham więc.
- Ten demon, który jest ze mną, posiada jeszcze ludzkie emocje, mały pierwiastek jej człowieczeństwa wciąż żyje. Czy muszę tłumaczyć resztę?
- Co mam zrobić z demoniczną częścią jej duszy?
- Zabierz moją i oddaj mi jej przekleństwo.
- Pakt został dopełniony – powiedział donośnym głosem Nemezis.
W tym momencie rozległ się nieznośny wrzask a dusze zaczęły wirować wokół zebranej trójki. Klucznik uniósł miecz i przebił nim pierś demonologa. Z ust starca potoczyła się krew, a dusza opuściła jego ciało. Wtedy laską wskazał na diablice i kolejno każda z dusz zaczęła w nią wnikać. Z każdą wchłoniętą duszą jej demoniczna część opuszczała ciało i gromadziła się w ciele Illiatha. Ból był przeogromny, klęcząca dziewczyna nie mogła się ruszyć, krzyczała jakby ktoś obdzierał ją ze skóry, co chwila krztusząc się i plując krwią. Illiath pozbawiony osobowości nie odczuwał bólu, stał nieruchomy, a krew leniwie wyciekała mu z ust. Nagle rozległ się krzyk dziewczyny.
- Nie! Wystarczy! Nie zniosę tego dłużej!
Shadowstep upadła na ziemię, nie czuła już bólu. Z trudem otworzyła oczy i zobaczyła powrotem ściany pokoju. Starzec siedział pod ścianą i co chwila pokasływał krwią. Na jego piersi nie było jednak śladu po przebiciu.
- Zawiodłam, prawda? – spytała prawie niesłyszalnym głosem
- Tak, zawiodłaś… - odpowiedział z trudem.
- Ile dusz, odrzuciłam?
- Nie… nie wiem, jedną, dwie… Mo-może pięć..
- Przykro mi
- Ale wróciłaś i jesteś człowiekiem – wykrztusił – to co zostało ci z demona, wyjdzie w praniu. Ważniejsze abyś przez jedną dobę… się.. nie… rusza…ła…
Blackfaith nieprzytomny osunął się na ziemię.
- Żegnaj mistrzu - powiedziała cicho dziewczyna i zamknęła oczy.
Słońce już pieściło morską toń Azarnei i dało się słyszeć nawoływanie piskląt o pokarm. Cała natura wydawała się ukrywać koszmar rozegrany na dnie jaskini. Selene koro świt zerwała się na równe nogi. Włożyła na siebie ubranie i natychmiast wybiegła z pokoju.
- Cholera, dlaczego mnie nie obudzili – powtarzała w duszy.
Chwyciła pierwsza z brzegu pochodnię i ruszyła w głąb jaskini. Tymczasem Drax i Melfice byli już na miejscu. Widzieli czarnowłosą dziewczynę leżącą po środku pokoju. Przy ścianie leżał
nie dający żadnych oznak życia starzec. Całe pomieszczenie zachlapane było krwią, chłopcy nie bardzo rozumieli, co się stało. Dziewczyna otworzyła swoje jasno czerwone oczy.
- To wy… - westchnęła
- Nie mów mi, że ty to Delana – zdziwił się Drax
Dziewczyna skinęła głową
- Szlag, nawet mi się podobały te twoje różki – zażartował.
- Co teraz będzie? – spytał Melfice
- Odzyskując człowieczeństwo zaszło także wiele zmian w moim organizmie, ból powoli ustępuje, ale tuż przed śmiercią Illiath kazał mi wypoczywać przynajmniej jedną dobę. Nie będę się sprzeciwiać jego zaleceniom.
- Czyli szkolenie zaczniemy najwcześniej… - urwał Drax, gdyż w tym momencie Selene wpadła do pokoju.
- Czego mnie nie obudziliście! – wrzasnęła.
- Selene…
- Cicho siedź! Co do niej… Zabiję ją póki mam ku temu okazję!
- Opanuj się, co ty do cholery wygadujesz!
Kłótnia wydawała się nie mieć końca, raz Drax raz Delana przekrzykiwali siebie nawzajem. Shadowstep przypatrywała się całej sytuacji bezradnie.
- Zamknijcie się do diabła, chociaż na chwilę! – wrzasnął Melfice
Kłótnia natychmiast ucichła, jednak było to spowodowane raczej obawą, że brat znowu zdetonuje pokaźne ilości many, niż gestem dobrej woli. Oboje obrzucili kompana nieco przerażonym spojrzeniem. Hammersmith spojrzał za Delanę na ciało starca.
- Zabierzcie go i pochowajcie, ja przeniosę nową mistrzynie do pokoju i o was dołączę – powiedział już znacznie spokojniejszym głosem.
- Dlacze… - nie skończył Drax
- Po prostu zrób, co mówię, dobra?
Bloodpledge podszedł do ciała Blackfaitha i zwrócił się w stronę przyjaciółki
- Łap za nogi
Selene nie próbowała nawet protestować i wynieśli zwłoki martwego z pokoju. Tuz za nimi szedł Melfice niosący na plecach nową znajomą.
- Pochowamy go pod drzewem, jak będziesz wracał przynieś Moonglow, dobra?
- Jasne – powiedział Melfice, po czym skierował się w stronę swojej kwatery.
Lekkim kopnięciem otworzył drzwi i wniósł dziewczynę do pokoju.
- Łóżka nie są pierwszej jakości, ale na pewno wygodniejsze niż kamienna podłoga.
- Dzięki.
Melfice ułożył Delanę na łóżku i skierował się do wyjścia.
- Ona mnie nie nawiedzi, prawda?
- Selene? Patrzy na obcych tak jak oni niegdyś patrzyli na nią, ale myślę, że z czasem się przyzwyczai.
Powiedziawszy to zamknął za sobą drzwi. Wszedł szybko do pokoju Draxa i chwycił za rękojeść miecza.
Słońce wzbijało się leniwie do góry, szumiące fale wydawały się śpiewać żałobną pieśń jakby chciały opłakać zmarłego. Drax z Selene stali pod drzewem, obok nich leżały zwłoki starego mistrza.
- Drax? – spytała Selene - Na co ci Moonglow?
- Czymś trzeba wykopać grób, a łopaty nigdzie nie widziałem.
Z jaskini wyłoniła się sylwetka trzymająca w obu rękach broń.
- Przyniosłem jak prosiłeś.
Drax wziął miecz od brata i natychmiast zaczął nim kopać rozrzucając ziemię to na prawo to na lewo.
- Melfice, dlaczego tak jej bronicie? – spytała Silentsong
- Nie mamy innego wyjścia, słyszałaś wczorajszą rozmowę prawda?
Selene spuściła głowę.
- Jesteśmy tylko pionkami.
Nagle uwagę wszystkich przykuł ptak polujący na niewielką mysz. Pikujący z góry potężny ptak już miał pochwycić swoją zdobycz, lecz ta uciekła się do swojej nory. Drax spojrzał w niebo gdzie krążył ów ptak.
- Widzisz Selene, dobrze zagrany pionek potrafi pokonać królową.
Po kilkudziesięciu minutach prowizoryczny grób był już gotowy. Przyjaciele położyli w nim zmarłego i zasypali ziemią. Stali tak jeszcze przez chwilę wpatrzeni w ziemię.
- Mam nadzieję, że ty wykonałeś mistrzowski ruch, Blackfaith – rzucił Drax i ruszył ku jaskini.
Pozostała dwójka ruszyła za nim. Po raz kolejny zniknęli w mrocznych korytarzach, tyle, że tym razem nie czekał na nich staruszek. Drzwi do pokoju Melfice’a ponownie się otworzyły a próg przekroczyły dwie osoby. Selene stała pod drzwiami oparta o ścianę, nie miała najmniejszego zamiaru wdawać się w rozmowę.
- Jesteście z powrotem – powiedziała cicho – Selene, czy ona nadal mnie nie nawiedzi tak bardzo?
- Ciężko powiedzieć – rzucił Melfice – przynajmniej porzuciła pomysł odbierania ci życia.
- Zamknij się, nie przyszliście tu rozmawiać o mnie – rzuciła zza drzwi.
- Co chcecie zatem wiedzieć?
- Co dalej, co się zmieni po śmierci Illiatha?
- Zapewne wiecie, że Illiath był jednym z czterech pieczętujących Bramę Sądu.
Chłopcy skinęli głowami.
- Wraz ze śmiercią kolejnego pieczętującego, brama otwiera się coraz szerzej. Bardzo prawdopodobne, że niedługo potężna siła będzie mogła przez nią przeniknąć.
- Co masz na myśli mówiąc „potężna siła”? – wtrącił Drax
- Urgasha i jego straż boczną.
- Ile mamy czasu?!
- Niewiele, bacznie obserwowałam bramę, kiedy byłam demonem. Optymistycznie, jak na ironię Urgash może chcieć zebrać większe wojsko i zaatakować w jednym momencie. Wtedy mamy jakieś czterdzieści do pięćdziesięciu dni. Jednak, jeśli postanowi przekroczyć bramę z samą strażą boczną, zrobi to nie później niż za miesiąc.
- W takim razie, nie mamy czasu do stracenia. – odparł Melfice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Requiem - Rozdział 3,4,5
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu