Forum Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku Strona Główna


Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku
OFICJALNE FORUM
Odpowiedz do tematu
Requiem - rozdzial 2
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 2: Przekraczając granice

Upłynęło dziesięć lat od kiedy Drax trafił do rodziny Hammersmithów. Chłopcy dorastali w duchu wspólnoty i tolerancji. Anae oprócz zielarstwa znała się także na nauczaniu innych, tak więc chłopcy umieli już pisać i czytać. Gorzej szło im z bardziej skomplikowanymi rachunkami, ale ważne znali podstawy liczenia. Sama wioska nie bardzo się zmieniła, ludzie pozostali ci sami choć nieco starsi. Jak każdego ranka kowal budził chłopców na śniadanie, ale tego dnia było ono znacznie wcześniej.
„Melfice, Drax! Śniadanie na stole” – zawołał.
„Ech.. czego dziś tak wcześnie?!” – zapytali zgodnie chłopcy.
„Jedziemy do lasu, trzeba narąbać drewna na opał.” – odpowiedział radośnie ojciec.
„Co? Drewna? Sam nie dasz rady?” – zapytał Melfice.
„Ech.. lepiej jechać, może coś..” – nie skończył Drax
„A ognisko wieczorem to byście chcieli, nie?” – roześmiał się kowal.
„Mówiłem ci” – szepnął Drax i obaj zaczęli leniwie podnosić się z łóżek. Słońce leniwie wznosiło się nad horyzont i nie było zbytnią motywacją dla obojga. Promienie słoneczne ledwo przebijały się przez okna chatki, a ćwierkania ptaków jeszcze nie dało się usłyszeć.
Chłopcy ospale przesuwali się w kierunku jadalni, gdzie czekał już w pełnym rynsztunku ojciec. Na stole stały dwie misy wypełnione po brzegi owsianką.
„Jedzcie szybko, zaraz przyjedzie Flathead” – powiedział kowal
„Flathead? Będziemy jechać furmanką?” – zawołał z podekscytowaniem Drax.
„Tak jest sporo drewna do załadowania, nie dali byśmy rady pomieścić wszystkiego w koszach” – odpowiedział. Borg wpatrywał się chwilę jak dzieci zajadają śniadanie, po chwili spojrzał na wiszące na ścianie siekiery.
„Ta dwuręczna będzie dla Draxa” – powiedział. Młody mało co się nie udławił jedzeniem.
„Że co? Ja mam tym rąbać drewno?!” – wykrzyknął chłopiec
„Czyżbyś już stracił chęci?” – roześmiał się Melfice, ale ojciec wskazał palcem dwie mniejsze siekierki wiszące obok.
„A ty młody, pobawisz się dwiema lżejszymi” – powiedział.
„Że co.. że ja…” – zaniemówił młody Hammersmith. Borg roześmiał się głośno.
„Ja tylko żartowałem” – powiedział nie mogąc powstrzymać śmiechu.
„Tato, ja chyba się źle czuje” – wystękał Drax
„No, no dziesiąty raz to już nie przejdzie” – roześmiał się ponownie kowal.
„Ech.. trzeba wymyślić coś innego” – szepnął Drax do Melfice’a i wstali od stołu. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
„Już idziemy!” – zawołał kowal i we trójkę wyszli z chaty. Na zewnątrz czekał Filip Flathead wraz ze swoją furmanką. Wygląd miał typowy dla rolnika, zwykłe spodnie sięgające kostek, sandały na nogach i rozpięta lniana koszula. Głowę okrywała stożkowata słomiana czapka a w ustach jak zwykle trzymał źdźbło trawy. Spracowanymi rękoma wsadził młodych na furmankę a sam usiadł na miejscu woźnicy. Tuz obok niego siedział stary Hammersmith.
„Nu, to możem ruszać” – powiedział farmer i strzelił batem. Chłopcy zawsze podśmiewali się z języka jakim posługiwał się Flathead. Pomimo tego, że był prostym człowiekiem znał się na swoim fachu i jego plony były najobfitsze z całej wioski.
„Niech mi panocek powi, po co bierzesz młodych w las?” – spytał.
„Niech w końcu zobaczą jak wygląda robota.” – roześmiał się kowal.
„Panie, nie lepiej było ich na farmę do mie posłać?” – zapytał.
„Następnym razem tak zrobię” – odpowiedział wesoło. Furmanka telepała się znacznie kiedy napotykała na swej drodze nierówności, to też co chwilę chłopcy obijali się o siebie. Słońce świeciło już nieco wyżej i ogrzewało całą czwórkę promieniami. Humory dopisywały szczególnie, że był to pierwszy raz kiedy młodzi jechali na furmance. W pewnym momencie Flathead przyspieszył i wszedł ostro w zakręt co spowodowało, że obaj synowie wylecieli z furmanki i z impetem wpadli w stóg siana leżący przy drodze. Hammersmith obejrzał się za siebie i wybuchnął śmiechem.
„Wstawać, nie pora na drzemkę!” – zawołał ledwo powstrzymując się od śmiechu. Chłopcy wygramolili się ze stogu siana, a w ich oczach widać było niepomierny strach. Otrzepali się powoli i zaczęli kierować się w stronę furmanki. Ich nogi drżały, jakby nagle ich krótkie dziesięć lat życia przemknęło przed oczami. Wdrapali się na furmankę, a woźnica popędził konia. Siedzieli teraz cicho obserwując oddalające się domy wioski.
„Myślisz, żem młodych nastraszył?” – zapytał Flathead.
„Z pewnością” – roześmiał się ojciec chłopców. Las był coraz bliżej i polna roślinność zaczęła zanikać. Gęsto rozsiane, potężne drzewa pięły się na dobre kilka metrów w górę, a promienie słońca ledwo przebijały się przez korony drzew. Zapach świeżego mchu i żywicy przepełniał okolicę. Rosa trzymała się tutaj dosyć długo z powodu wilgotnego środowiska i nie trudno było o upadek. Filip razem z Borgiem zsiedli z furmanki i chwycili za siekiery. Dzieciaki chwile rozglądały się po okolicy po czym odważyły się zeskoczyć na jeszcze mokrą glebę.
„Uważajcie, jest..” – urwał Borg, gdyż Melfice już leżał plecami na mchu.
- No panocku, tak jak żeśmy gadoli, Melfice ze mną. – powiedział ze śmiechem farmer.
- A no, z tobą – odrzekł kowal i podnosząc podrostka szepną Melfice’owi do ucha – wiesz o co chodzi, prawda?
- Tak – odpowiedział młody Hammersmith i ruszył za Filipem który krzywo stawiając nogi zmierzał w głąb lasu.
- Tato, czego nie idziemy z nimi? – zapytał z ciekawością Drax.
Kowal popatrzył na niego z pobłażaniem, i spokojnym głosem zaczął tłumaczyć.
- Widzisz, Drax, nie zawsze byłem twoim ojcem, a wydaje mi się, że jesteś gotowy poznać prawdę.
Drax popatrzył w oczy kowala bez zrozumienia.
- Jak to, nie zawsze byłeś moim ojcem? – spytał
- Tak naprawdę nazywasz się Bloodpledge, twój ojciec Elias… - nie skończył jeszcze mówić a oczy młodego napełniły się łzami.
- Nie płacz, twoje nazwisko to powód do dumy.
- Do dumy? Że porzucił mnie własny ojciec? – zapłakał
- Twój ojciec.. zrobił to by cię chronić.
- Chronić? – młody otarł łzy i z niedowierzaniem spojrzał na kowala – Przed czym chronić?
Borg pogładził małego po głowie i uśmiechnął się.
- Widzisz, twój ojciec był zasłużonym strażnikiem w organizacji zwanej Requiem, ale został zdradzony.
- Requiem?
- Tak, dowiesz się więcej w swoim czasie, teraz słuchaj. Ojciec powierzył ci wielką misję, ale musisz ciężko pracować, żeby jej w przyszłości sprostać.
- Czy, Melfice wie o tym wszystkim? – spytał z nieco smutną miną.
- Tak, ale powiedział, ze będziesz dla niego bratem nie ważne co. – zapewnił go spokojnie Borg – A teraz do roboty musimy zebrać więcej drewna niż Melfice i Flathead! – wykrzyknął z entuzjazmem i chwycił za siekierę.
Flathead razem z synem kowala oddalili się znacznie do furmanki. Szli ciągle przed siebie mijając sosny i świerki, a śpiew ptaków w koronach drzew umilał im drogę. Melfice pierwszy raz był w lesie, a na pewno pierwszy raz tak głęboko. Szedł spokojnie obok farmera nie zadając żadnych pytań. Przeszli tak w milczeniu dobry kawałek drogi, gdy nagle farmer się zatrzymał.
- Ino patrz młody – powiedział
- Na co? – spytał podrostek
- No, na drzewo! – wykrzyknął farmer
- Drzewo jak drzewo.. masa ich dookoła.. – odpowiedział z ironicznie
- Ta, ale tokich drzew to szukać można i nie znaleźć!
- Takich, czyli jakich?! – zapytał podirytowany
- A nu, takich nieziemczych! – wykrzyknął z entuzjazmem Flathead.
Stało przed nimi niesamowicie duże drzewo, którego szczyt piął się ponad korony wszystkich innych drzew w lesie. Niezwykłych rozmiarów sosna o potężnym konarze niemal zahipnotyzowała chłopa. Stał przez parę chwil jak wryty patrząc na to niecodzienne zjawisko przyrody, w końcu ockną się i chwycił mocniej swoją siekierę.
- Tyle drwa z tego będzie, że… - urwał nie mogąc wyksztusić ani słowa.
Chwycił siekierę drugą ręką i z szaleńczym zapałem rzucił się na drzewo.
- Wiem, że chłop to chłop, ale tak głupiego jeszcze nie widziałem – pomyślał Melfice.
Flathead uderzał ostrzem siekiery o drzewo z cała swoja siła, za każdym razem trafiając w to samo miejsce. W tym momencie wydawał się bardziej drwalem niż farmerem, ale miał on też swoje lata i spory bagaż doświadczeń. Chłopiec sta obok i przypatrywał się jak trociny sypią się na boki. Mijały minuty, a farmer nie zwalniał tempa ani na chwilę. Rytmicznie uderzał w jedno miejsce pogłębiając tym samym wcięcie w pniu. W pewnym momencie coś strzeliło i rozległ się krzyk farmera.
- Wali się!
Gigantyczne drzewo z hukiem runęło na ziemię, łamiąc przy tym pobliskie mniejsze drzewa i krzewy. Młody stał jak oszołomiony tym wszystkim, takiego hałasu jeszcze nie słyszał. Po chwili jednak doszedł do siebie i zobaczył że w miejscu gdzie stało drzewo stoi jedynie grubaśny pień. Farmer usiadł na pniu. Po jego twarzy spływał pot, niczym górski potok po skalnych stopniach. Na jego twarzy jednak gościła radość, jeszcze większa niż ta kiedy zobaczył drzewo.
- Co to było? – zapytał Drax
- Pewnie Flathead ściął coś dużego – roześmiał się Borg
- Takiego huku mogło narobić tylko coś dużego – zauważył młody
- Ten farmer ma więcej krzepy niż na to wygląda – roześmiał się kowal – no ale wracajmy do roboty.
Drax razem z Borgiem zaczęli odcinać gałęzie od świeżo ściętego drzewka i układać je na kupkę. Lekki wiatr ochładzał ich, gdy pracowali a humory dopisywały. Młody był szczególnie podekscytowany mając w myślach ognisko które obiecał im ojciec. Drax lubił ogniska, chyba najbardziej ze wszystkich możliwych rzeczy. Pieczone ziemniaczki i kiełbaski sprawiały mu wielką radość, pyzatym spędzanie czasu z całą rodziną i sąsiadami zawsze mile wspominał. Pamiętał dobrze jak pewnego razu przypalił spodnie Flatheada rozżarzonym węgielkiem i jak ten w ubrani wskoczył do pobliskiej rzeczki, żeby złagodzić ból. Chłopiec energicznie wymachiwał małym toporkiem, żeby tylko jak najszybciej skończyć.
Minęło parę godzin, a słońce było już wysoko, gdy farmer razem z Melficem wrócili do furmanki. Zastali przy niej Małego Bloodpledge’a i ojca Melfice’a którzy pakowali porąbane kawałki drewna przyczepkę. Koń stał posłusznie obok co chwile podgryzając trawę i odganiając ogonem insekty.
- Hammersmith! – zawołał Filip
- Ta?
- Musimy przejechać furmanką dalej, bo nie dźwigniem wszystkiego
- Jasne, już kończymy ładować – powiedział kowal wrzucając ostatni kawałek drewna na przyczepkę.
- Nie uwierzysz jakie drzewo znaleźliśmy! – szepnął Melfice Draxowi do ucha.
- Domyślam się.. było słychać – odpowiedział
- Drzewo czy farmera? – roześmiał się młody i obaj chłopcy wskoczyli na furmankę. Flathead wraz z ojcem chłopców zajęli miejsce z przodu i ruszyli powoli w kierunku, z którego przyszedł farmer. Furmanka była załadowana w jednej trzeciej, obok drewnianych kloców siedzieli obaj chłopcy. Tym razem nie przysłuchiwali się rozmowie ojca z Filipem, ale trzymali się mocno, żeby nie powtórzył się poranny incydent. Parę chwil później byli na miejscu. Tak gdzie jeszcze rano stała nadzwyczajnych wymiarów sosna leżała teraz sterta pociętych kawałków drewna.
- Cholera, Filip! – wykrzyknął kowal – Ty mówiłeś serio o tym drzewie!
Kowal przetarł oczy z niedowierzaniem.
- No panocku, czyli beczka piwa zgodnie z umową.. i pijemy na dwóch! – roześmiał się farmer.
- Najprzedniejszego piwa! – dodał wesoło kowal.
W jednym momencie wszyscy zeskoczyli z furmanki i zaczęli ładować drewno na przyczepkę. Chłopcy latali tam i z powrotem nosząc i układając drewno. Borg i Filip od czasu do czasu przystawali, żeby nacieszyć oczy widokiem pracujących chłopców. Słońce wzniosło się jeszcze wyżej osiągając zenit. Cała czwórka w pocie czoła układała ostatnie drewniane kloce na furmance na której już nie było miejsca dla dwóch podrostków. Młodzi musieli usiąść na kolanach ojca. Flathead chwyciwszy za lejce dał znak koniowi, żeby ten ruszył. Tym razem jechali powoli, gdyż ładunek był dosyć ciężki. Drewniane koła furmanki stukotały o kamienie tworząc rytmiczną melodie przeplataną ze stukotem końskich podków. Dzieciaki z ubłaganiem patrzyli na zbliżające się wiejskie zabudowania. Dym z kominów dawał znać, że to już pora obiadowa, toteż tym bardziej nie mogli się doczekać powrotu. Miejscowe dzieciaki z zaciekawieniem patrzyły na kolegów wracających z lasu, by wkrótce zasypać ich pytaniami.
- Jak było w lesie? – zapytało jedno dziecko.
- Były tam niedźwiedzie? – pytało drugie.
- Długo pracowaliście? – wtrąciło trzecie.
Lawina pytań zalała chłopców którzy nie nadążali z odpowiedziami. W pewnym momencie rozległo się zbawcze wołanie Anae. Matka wołała swoje pociechy na obiad, co umożliwiło im uniknięcie bezcelowej próby udzielenia odpowiedzi na którekolwiek z pytań. Jednak kiedy Tylko przekroczyli próg domu, zobaczyli jak naiwna była ich nadzieja. Anae od razu przeszła do rzeczy.
- Jak było w lesie?
- W porządku. – odpowiedzieli chłopcy.
- Nie jesteście zmęczeni?
- Mamo co na obiad? – wrzucił Drax chcąc uniknąć kolejnych pytań.
- Kurczak i zupa pomidorowa – odpowiedziała.
- Ja chce… - nie skończył młody Hammersmith.
- Dostaniesz co będziesz chciał jak mi opowiecie co żeście robili – przerwała mama.
- Anae, może niech najpierw zjedzą! – roześmiał się Hammersmith wchodząc do jadalni.
Skoro wszyscy byli już przy stole, przystąpiono do spożywania jedzenia. Obiad znikał ze stołu w zawrotnym tempie. Chłopcy, można powiedzieć pochłaniali wszystko co znalazło się w zasięgu ręki. Po tylu godzinach spędzonych w lesie na ciężkiej pracy nie mieli nawet ochoty wdawać się w dyskusje przy stole. Kiedy już nic nie zostało kowal wstał od stołu.
- Idę się zdrzemnąć, cholernie dużo tego drewna narąbaliśmy – powiedział i poszedł w stronę sypialni.
- Idźcie się pobawić na dworze – powiedziała mama – ja mam jeszcze trochę roboty w domu.
Dzieciaki z uśmiechem na twarzy, energicznie wybiegły przed dom i trzasnęły drzwiami. Zauważyli, że kilkoro z ich przyjaciół wytyka palcami jakaś dziewczynkę i krzyczy „czarownica, czarownica!”. Dziewczynka ze łzami w oczach uciekała przed wzrokiem zarówno dzieci jak i przechodniów. Po chwili zniknęła w ciemnym korytarzy przytułku dla sierot.
- Ej! – zawołał Drax – Dlaczego nazywacie ją czarownicą?
Jeden z dzieciaków podszedł do niego.
- Widzisz, rodzice ją pozostawili po tym jak używała czarów!
- Tak rzucała jakieś dziwne zaklęcia! – krzyknął drugi
- Podobno zabiła kotka! – wykrzyczało trzecie dziecko
Oskarżenia sypały się tak przez dłuższą chwilę, a jeden przekrzykiwał drugiego. W końcu odezwał się Melfice.
- Skoro to czarownica, to nie boicie się, że rzuci na was jakieś zaklęcie?
Dzieciaki zmarły ze strachu, nie myślały o tym nigdy w ten sposób. Wydawało się, że Melfice powiedział więcej niż chcieliby usłyszeć. Kiedy dziewczynka wyjrzała przez okno natychmiast wszyscy, łącznie z Draxem i Melficem odwrócili się w drugą stronę.
- Pobawmy się w chowanego – szepnęło jedno z dzieci.
- Dobry pomysł – odpowiedziała chórem cała reszta i szybko wybrała osobę kryjącą.
Gdy jeden z młodzików liczył reszta rozproszyła się w celu znalezienia jak najlepszej kryjówki.
- Mam dobre miejsce na ukrycie się – szepnął Melfice i pociągnął za sobą Draxa.
Niedaleko od miejsca w którym chłopiec odliczał były ruiny małej chatki. Niby nic specjalnego, ale młody Hammersmith podniósł kawałek skóry leżący na próchniejącej podłodze. Oczom chłopców ukazała się klapa prowadząca pod ziemię.
- Piwnica!? – zdziwił się Drax
- Tak, a przy okazji łatwo stąd wybiec i się zaklepać! – dodał entuzjastycznie syn kowala.
W mgnieniu oka chłopcy zniknęli pod kawałkiem skóry. Piwnica rozciągała się pod całymi ruinami, stanowiła jakby oddzielne piętro tego porzuconego domu. Chłopcy zeszli po drewnianych, skrzypiących pod ich ciężarem stopniach. Puste beczki walały się po podłodze, strzępki materiały wystawały z pokrytych pajęczyną szuflad. Cała gama zardzewiałych narzędzi leżała pod ścianą. Od gwoździ przez norze po ogromny topór, dosłownie wszystko.
- Melfice, czujesz?.
- No, trochę śmierdzi, ale da się żyć..
- Nie smród… coś tu jest
- Nie strasz mnie! – wykrzyknął.
- Mówię serio – odpowiedział Drax przerażonym głosem.
- Tak to pewnie duchy! – roześmiał się młody Hammersmith.
- Dokładnie… duchy… - wyszeptał dziewczęcy głos.
Chłopcy stanęli jak wryci, nie wiedzieli czy maja uciekać czy może zostać. Jedno jest pewne, strach jakiego właśnie doświadczali był ostatnim uczuciem jakiego by chciał doznać człowiek. Nagle z jednej z beczek wyłoniła się przezroczysta postać dziewczyny. Była bardzo podobna do tej, którą chwilę wcześniej widzieli przy sierocińcu. Jednak wydawała się kilak lat starsza, doroślejsza. Widmo spojrzało na chłopców martwymi oczyma i odezwało się wrzaskliwym głosem.
- Wy… czy znacie już Selene?
Chłopcy byli tak przerażeni tym co zobaczyli, że nie byli w stanie wydusić ani słowa. Pokręcili jedynie głową na boki.
- Ta dziewczyna, której boi się cała wioska! – kontynuowała zjawa – czy wiecie kim ona jest?!
- Czaro… - nie skończył Drax, gdyż Melfice zatkał mu usta.
- Nie waż się tak więcej o niej mówić – syknęła zjawa – wyjaśnię wam coś a potem stąd odejdziecie.
Melfice przełkną ślinę tak, że było to wyraźnie słyszalne dla Draxa, bał się jak nigdy dotąd. Nogi obu chłopców dygotały i to nie z powodu chłodu. Duch przeszył wzrokiem dwóch młodzików i zaczął mówić.
- Ten dom niegdyś był moim domem i miał być także domem Selene. Jednak pewnego dnia zdarzył się wypadek. Zdawałam sobie sprawę, że posiadam dar, taki sam który wy posiadacie. Używając many mogłam manipulować nad wodą, niestety…. W domu wybuchł pożar, wszyscy uciekliśmy. Chciałam bardzo ratować nasze domostwo i używając many sprawiłam, że strumień wody wystrzelił z ziemi gasząc ogień. Niestety ci prości ludzie, nie zdawali sobie sprawy z tego co właśnie zrobiłam. Okrzyknęli mnie czarownicą i wrzucili do piwnicy, w której z kolei zabili kamienując… Nie pozwólcie, żeby Selene podzieliła mój los. Tylko wy możecie zrozumieć osoby posiadające dar. Ratujcie moją siostrę.
Kończąc opowieść widmo rozpłynęło się w powietrzu. Hammersmith i Bloodpledge stali jak wryci gapiąc się w kamienną ścianę. Po chwili dopiero oprzytomnieli i zdali sobie sprawę, że to wydarzyło się naprawdę.
- Drax.. chodźmy stąd – wydusił z siebie Melfice i rzucił się pierwszy ku klapie prowadzącej na zewnątrz.
Drax także nie zwlekał za długo i niczym cień wybiegł z piwnicy zaraz za swoim kompanem. Zapomnieli już o grze w chowanego, i pędzili ile sił w nogach by w końcu znaleźć się pod ukochanym dachem własnego domu. Obaj wpadli przez drzwi niczym bełt wystrzelony z kuszy. Podbiegli do ojca i zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego.
-Ej! Spokojnie – zawołał Borg – mówcie po kolei o co wam chodzi.
- W-widzieliśmy d-ducha – wybełkotał mały Hammersmith.
Drax tylko pokiwał głową. Obaj trzęśli się jak by faktycznie coś się stało, coś dla nich nie pojętego. Kowal pogładził chłopców po głowach i z uśmiechem na twarzy powiedział.
- Idźcie się przebrać, za chwilę rozpalamy ognisko.
„Bracia” w jednej chwili zapomnieli o tym okropnym wydarzeniu i natychmiast udali się do pokoju. Tymczasem ojciec zabrał się za rozpalanie ognia. Anae przypatrywała się wszystkiemu przez okno, jak jej mąż wznieca ogień który wypełnia kamienny krąg o średnicy jednego metra. Kowalowa była osobą spokojną i nie lubiła uczestniczyć w dużych imprezach, w jakie przeradzały się ogniska Hammersmithów.
- Jak znów spalicie moje zioła.. – pomyślała
Nie minęło dziesięć minut a chłopcy gotowi na przyjęcie wybiegli do ogrodu, by zobaczyć jak radzi sobie ojciec. Borg stał bez ruchu w jednym, tym samym miejscu. Wyglądał jak by zapatrzył się w ogień.
- Cholera, jak się stąd ruszę Anae zobaczy, że znów używam jej ziół jako rozpałki… co ja mam zrobić, że palą się lepiej od jakiegokolwiek drewna.. – syknął pod nosem.
- Mówiłeś coś tato? – zapytał Drax stojący tuz za plecami kowala.
- Nie nic! Tak tylko myślałem na głos.
- Acha, myślałem, że znów spaliłeś zioła mamy.
Hammersmithowi pot spłynął po czole.
- Idźcie zawołać kolegów, nie będziemy chyba tak sami siedzieć, co?
Chłopcy natychmiast pobiegli zwołać rówieśników, a Borg odetchnął z ulgą.
- Dopaliły się… jestem bezpieczny. – pomyślał.
Ogień rozpalił się na dobre i nie minęło pół godziny a dzieciaki zbiegły się do ogrodu. Byli prawie wszyscy. W samotności ten wieczór miała spędzić jedynie Selene. Ukrywając się przed wzrokiem mieszkańców w murach sierocińca. Ogień płonął, a dzieciaki bawiły się ze sobą z uśmiechami na twarzy. Wyraźnie jednak było widać, że braci coś gryzie. Ich uśmiech nie był naturalny, raczej próbowali stopić się z tłem niż wyrażać prawdziwe emocje.
- Drax.. kiedy tak patrzę na ten ogień, myślę o pożarze tamtego domu – szepnął Melfice
- Myślisz, że powinniśmy?
Melfice jedynie pokiwał głową i obaj chłopcy wyszli zabierając ze sobą trochę smakołyków z ogniska. Weszli do domu i zapakowali jedzenie w skórzany mieszek, po czym wybieli ile sił w nogach w stronę sierocińca.
- To ona? – zapytał Drax
- Chyba tak.
Podbiegli do okna przy którym siedziała sylwetka osoby. Było już ciemno więc obaj nie byli pewni, czy dobrze trafili.
- Selene? – zawołał Drax
W tym momencie z okna wychyliła się postać „Czarownicy”.
- Wy… nie powinniście śmiać się ze mnie razem z innymi? – powiedziała smutno.
- My.. przynieśliśmy coś – odpowiedział po cichu Melfice.
- Dla mnie? Pewnie znów zdechłego kota albo szczura.
- Nie, to jedzenie z ogniska.
Dziewczynka wzięła woreczek od chłopców i zaszokowała się, gdy go otworzyła. Faktycznie nie był to kot ani szczur, ale pieczone ziemniaki, boczek kiełbasa i trochę chleba. Selene zajadała bez opamiętania, minęło bowiem sporo czasu od kiedy miała w ustach takie smakołyki. Nagle dziewczynka zorientowała się, że cos jest nie tak.
- Skąd wy w ogóle znacie moje imię?
- Widzieliśmy… twoją siostrę.. – wyksztusił Drax
- Siostrę?! – powiedziała ze zdziwieniem – Ona przecież nie żyje od kilku lat, mama mi..
- Opowiadała? – dokończył Melfice.
Dziewczynka posmutniała a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Twoja siostra, była taka jak ty… powiedziała nam, żeby ci pomóc..
- Jesteś Melfice tak? – zapytała
Malec tylko skinął głową.
- Umiesz rozmawiać z duchami?!
- W zasadzie to Drax ją pierwszy zobaczył.. – powiedział wskazując palcem na swojego brata.
Bloodpledge przytaknął cicho. Nagle rozległy się głosy krzyczące „Czarownica! Czarownica!” i słychać było odgłosy zbliżających się kroków. „Czarownica! Czarownica!” krzyczały dzieciaki szarżując w stronę sierocińca.
- Biegnijcie po tatę, szybko! – rozkazał Drax.
W mgnieniu oka Melfice i Selene zniknęli w zaroślach i skierowali się w stronę domu Hammersmithów. Dzieciaki podbiegły do Draxa i zaczęły krzyczeć jeden przez drugiego.
- I co zdrajco!?
- Gdzie ona jest!?
- Dostaniesz za swoje!
- Już ci pokażemy co znaczy zadawać się z czarownicą!
Doszło do szarpaniny pomiędzy Draxem a reszta chłopców. W pewnym momencie Drax nie wytrzymał i uderzył jednego z nich w twarz tak, że tamten spotkał się z matka ziemią. Wtedy wszyscy rzucili się na młodego Bloodpledge’a posyłając go w mgnieniu oka na ziemię. Ten który dostał w twarz podniósł się i zaczął kopać leżącego chłopca. Drax skulił się i próbował wytrzymać jak najdłużej. Czas jakby spowolnił a męki wydawały się trwać wieczność. Chłopiec czuł, że jest już u kresu swej wytrzymałości i wtedy rozległ się krzyk. Znał go dosyć dobrze, to był taki sam krzyk który słyszał gdy coś przeskrobał. Oprawcy słysząc nadciągającego kowala natychmiast pierzchli w popłochu. Gdy cała trójka dobiegła na miejsce zastali pobitego, leżącego na ziemi Draxa. Był ledwo przytomny ale uśmiechnął się na widok ojca.
- Gnojki.. – sapnął Borg – W ogóle po co zgrywasz bohatera!
- Ja.. mogę mu pomóc. – powiedziała nie śmiało dziewczynka.
- Ty?! – zdziwił się kowal.
Dziewczynka przyłożyła ręce do klatki piersiowej Draxa i zamknęła oczy. Wydawało się, że wchodzi w jakiś trans i w jednej chwili siniaki zaczęły zanikać a rany krwawić. Obaj Hammersmithowie patrzyli szerokimi oczyma na to zjawisko. Po chwili jednak dziewczynka upadła z wycieńczenia.
- Mana… - syknął kowal. – Melfice odstaw brata do domu, a ja zaniosę mała do jej pokoju.
Melfice popatrzył się na ojca i na Draxa, który zaczął się sam podnosić z ziemi.
- Dobra, idziemy. – powiedział i chwycił brata za rękę.
Następnego dnia Drax obudził się całkiem wypoczęty i ku swojemu zdziwieniu zauważył tylko nieliczne zadrapania na swoim ciele.
- Melfice wyszedł do stodoły zrobić porządek z sianem, zjedz coś i idź mu pomóc. – zawołała z kuchni Anae.
- Gdzie jest tato?
- W kuźni. Dostał duże zamówienie i musi się z tym uporać jak najszybciej.
Drax nie zwlekając ani chwili ubrał się i wszedł do jadalni. Kowalowa podała mu jedzenie i młody zaczął się posilać. W kuźni trzaskały iskry a odgłos uderzania młota o stal rozlegał się w całym domu.
- Ja schodzę do piwnicy zająć się lekami, więc ty tez się nie obijaj.
- Dobrze mamo już idę pomóc bratu!
Bloodpledge skończywszy jedzenie wstał od stołu i nie zamykając za sobą drzwi wybiegł z domu. Biegnąc wzdłuż drogi zauważył, że ludzie niechętnie na niego spoglądają. Dzieciaki go teraz unikały.
- Ech.. nie dadzą mi spokoju za wczoraj – westchnął i nie zwalniając tempa parł na przód.
Po niedługim biegu dotarł do stodoły, w której zastał pracującego w pocie czoła Melfice’a.
- Jesteś w końcu!
- A tak mi się dobrze spało…
- Ech.. nawet we dwóch tego nie ogarniemy.. – powiedział z rezygnacją Drax.
Młody Hammersmith nie miał jednak ochoty na dalszą rozmowę i zabrał się za przerzucanie siana z furmanki Flatheada. Drax popatrzył chwilę na pracującego brata i sam zabrał się do roboty. Chłopcy przerzucali mozolnie siano licząc, że któryś z ich rówieśników przyjdzie na pomoc. Tak się jednak nie stało po wczorajszym incydencie chłopcy stali się wrogiem publicznym. Pospólstwo nie mogło zaakceptować udzielenia pomocy czarownicy. Obawiali się, że mogła ona rzucić urok na chłopców by ci stali się jej sługusami. Prawda jednak była znana tylko nielicznym. Zmęczeni chłopcy usiedli na ziemi by złapać oddech.
- To będzie trwało wieki – powiedział zasapany Melfice.
- Skoro mój ojciec, był strażnikiem w jakimś Requiem..
- Co myślisz, że umiał jakieś sztuczki?
- Nie wiem, ale pomarzyć można.
Obaj chłopcy wybuchli śmiechem. Drax nabrał w garść siana i wpatrzył się w nie jak w drogocenne klejnoty.
- Gdybym tak umiał.. coś z tym zrobić.
- Niby co?
- Nie wiem ale duch powiedział, że Selene jest taka jak my.
Melfice wybuchnął śmiechem po raz kolejny. Bloodpledge jednak spoważniał, widać było, że słowa zjawy wziął sobie do serca.
- Czujesz? – spytał Drax
- Co znowu?
- Wiatr.. dosyć chłodny.
- Coś ty, popatrz na drzewa.
Faktycznie drzewa stały nie wzruszone, a siano ani drgnęło. Chłopiec nie wiedział co to było ale był pewien, że przez chwilę odczuwał chłód spowodowany powiewem wiatru.
- No niema co się obijać – powiedział Melfice i wziął w swoje ręce mały stóg siana.
Drax siedział jeszcze na ziemi i patrzył jak jego brat rozładowuje wysuszoną trawę. Ciągle myślał o tym dziwnym chłodzie, który go przeszył. W końcu z rezygnacją machnął ręką w której trzymał kępę siana. W jednym momencie Melfice padł na ziemie a stóg siana który właśnie przenosił rozpadł się źdźbła. Chłopiec spojrzał na brata, który otrzepywał się z kurzu.
- Widzisz co narobiłeś!
- Co? ja? To ty upuściłeś siano!
- Ale przez ciebie!
- Jak to przeze mnie!?
- Widziałem jak zrobiłeś jakąś sztuczkę! Jesteś taki sam jak ta czarownica!
- Dlaczego tak o niej mówisz?
- Bo ona jest czarownicą!
Nie zanosiło się na to, że kłótnia ma szybko ucichnąć. Chłopcy sprzeczali się tak głośno, że pobliskie ptaki pouciekały z drzew. Okoliczni farmerzy nie przejmowali się zbytnio odgłosami dochodzącymi ze stodoły. Nie chcieli mieć już niczego wspólnego z dwoma „buntownikami”. Słońce osiągnęło swój zenit, podobnie jak i kłótnia miedzy „braćmi”.
- Melfice.. – wyksztusił Drax – nie sądzisz, że ciężej tu oddychać?.
- Zamknij się! Nie nabierzesz mnie na swoje gadanie!
Atmosfera wewnątrz stodoły zrobiła się faktycznie gęstsza. Powietrze dało się niemalże ciąć nożem. Temperatura rosła z każdą chwilą a Drax niemal na czworaka wyczołgał się ze stodoły.
- Wracaj tu! – powiedział Melfice i nie mogąc już dłużej wytrzymać tupną nogą o ziemię.
Rozległ się donośny huk, na tyle donośny, że usłyszała go cała wioska. Ściany domów zadrżały, a z nieba zaczęło spadać siano. Wszyscy ludzie zlecieli się jak jeden mąż w miejsce skąd dochodził hałas. Otoczyli plac na którym stała stodoła tak zwartym murem, że mrówka by się nie prześlizgnęła. Po środku stał Melfice, a wokół niego leżały chaotycznie rozrzucone kupki siana. Z jednej z takich kupek wychylił głowę młody Bloodpledge.
- Teraz to na pewno nie byłem ja.
Syn kowala cały się trząsł, nie bardzo wiedział co się właśnie stało.
- T -to… ja to zrobiłem?! – zapytał z niedowierzaniem.
Przez tłum zaczęli przeciskać się jacyś ludzie.
- Mama, Tata! – zawołał Drax
Rodzice szybko podbiegli do chłopców.
- Mana.. – szepnął stary Hammersmith – Melfice posiada dar.
Anae objęła obu chłopców. Żaden z mieszkańców nie chciał podejść bliżej, a wręcz przeciwnie. Chcieli przestać znać chłopców jak i ich rodzinę. Nagle przez tłum przedarła się jeszcze jedna osoba. Jedyna, która nie obawiała się podejść do rodziny Hammersmithów, Selene. Z tłumu leciały ostre słowa.
- Czarownicy! Zatrzymajcie czarownicę!
- Odejdźcie stąd! Nie chcemy waszych lekarstw i broni!
- Nie chcemy was! Idźcie zawrzeć kolejne pakty z diabłem!
Zwykli wieśniacy nie byli w stanie pojąć tego co się stało, bali się tego co nie zrozumiałe. Nikt nie chciał akceptować tutaj ludzi innych od siebie, ludzi którzy posiadali by nadprzyrodzone zdolności.
- Borg.. – spytała drżącym głosem żona kowala – znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby pod dachem?
Po czym skinęła głową w stronę osieroconej dziewczynki. Kowal spojrzał przeszywającym wzrokiem na swoją żonę, ale w jego spojrzeniu nie było widać odmowy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Requiem - rozdzial 2
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu