Forum Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku Strona Główna


Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku
OFICJALNE FORUM
Odpowiedz do tematu
Requiem: Opowieść starego człowieka (Prolog)
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Skoro udalo mi sie zalapac w szeregi NKJO to pomyslalem ze troche ozywie forum ;D
Bede sie starał wrzucac cale rozdzialy Wink

Requiem: Opowieść Starego Człowieka
Prolog: Wędrowiec i starzec

Tego dnia zachodu słońca nie dało się podziwiać, niebo pokrywały burzowe chmury, a mgła gęstniała coraz bardziej. Szum wiatru i szelest liści nadawał lasowi pewnej mistycznej mocy, sprawiał, ze stawał się zagadką nawet dla samego siebie. Wkrótce rozległ się huk i gęsty deszcz zalał wszelką leśną roślinność. Jednak las nie został pozostawiony sam sobie, był w nim ktoś, kto nie powinien był się zapuszczać w dziką głusz. Zbłąkany wędrowiec o młodej twarzy biegł przez zarośla szukając schronienia przed deszczem. Szary płaszcz, który miał na sobie stał się niczym przesiąknięta gąbka, a krople deszczu spływały po pochwie miecza zawieszonej na jego plecach. Wędrowiec pędził przed siebie, raz skręcając w prawo raz w lewo, gdyż nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca, a las śledził jego ruchy. Było tam jednak coś jeszcze, coś złowrogiego, co bacznie obserwowało błąkającego się człowieka. Niebo co chwilę rozjaśniały pioruny, a odgłos gromów zagłuszał wszelkie inne dźwięki. Nagle wędrowiec zobaczył dziwny blask w oddali, nie przypominał on błyskawicy czy lampy podróżnej, pojawiło się też to dziwne uczucie, uczucie bycia obserwowanym. W pewnej chwili wędrowiec poczuł, że cos zmierza w jego kierunku z nadludzką szybkością. „Co to jest do diabła?” Pomyślał i chwycił za rękojeść miecza. Ledwo udało mu się dobyć oręża, a coś uderzyło w jego klingę wyzwalając metaliczny dźwięk. Napastnik momentalnie zniknął w zaroślach. Po chwili uczucie zagrożenia powróciło i ten błysk, błysk tak podobny do światła księżyca, jednak pogoda zaprzeczała jakoby takie zjawisko mogło wystąpić. Kolejny raz podróżnik został zaatakowany i po raz kolejny bezpośrednio w klingę, tym razem jednak uderzenie było na tyle silne, że powaliło wędrowca na ziemię. Rozejrzał się dookoła, ale nie ujrzał nikogo, jednak poczucie zagrożenia nie ustawało teraz ani na chwilę. Wędrowiec pozbierał się i ruszył pędem w kierunku pobliskiej polany, kiedy już do niej dotarł usłyszał przeraźliwy a wręcz demoniczny głos.
- Pierwsze uderzenie próbne, drugie uderzenie przeciw duchowi walki!
- Kim jesteś! Pokaż się! – odpowiedział drżącym głosem podróżnik.
Jednak zapadła cisza, wrony przestały krakać, a szum wiatru wydawał się ucichnąć. Na otwartej przestrzeni wędrowiec był w stanie ujrzeć swojego napastnika. Istotę pokrytą kośćmi niczym skorupą. Stworzenie to miało wystające kości skrzydłowe na wysokości łopatek, gigantyczne kości skrzydłowe, jednak bez żadnej powłoki, która umożliwiła by latanie. Z czoła wystawały dwa rogi zakrzywione do tyłu kończące się na wysokości uszu ludzkich.
W ręku dzierżył ogromny miecz o wydłużonej rękojeści. Ostrze oręża świeciło mdłym księżycowym blaskiem, niezależnie od pory dnia i pogody.
- Trzecie uderzenie przeciw ciału! – wykrzyczała istota i rzuciła się na podróżnika, ten jednak zdał sobie sprawę, że musi przejąć inicjatywę. Pomimo wielkiego strachu, jakim napełnił go widok tej istoty zdołał uchylić się od uderzenia i wyprowadził szybki kontratak uderzając w okolice żeber.
- Co do.. – rzucił podróżnik
- Zdziwiony? – powiedziała istota – Śmiertelniku… – dodała z pogardą.
W tym momencie klinga podróżnika pękła na pół, a ten porzucił swoją broń i zaczął uciekać ile sił w nogach. Jednak gdzie nie pobiegł tam stwór już na niego czekał z ironicznym uśmieszkiem na twarzy, jeśli kościstą powłokę znajdującą się na jego głowie można nazwać twarzą…
- Jesteś kiepski, nawet jak na zwierzynę! – roześmiał się stwór
- Może to ty jesteś za dobry jak na myśliwego. – powiedział wędrowiec z wyrytym słowem „Strach” na warzy. Bestia nie czekała długo i znów rzuciła się do ataku teraz jednak wędrowiec nie próbował zgrywać bohatera. Odszukał szybko docelowe miejsce ucieczki i rzucił się w stronę gąszczu, którego tak chciał uniknąć. „Chatka, tutaj? Musi coś w niej być, skoro ta bestia do tej pory jej nie zniszczyła” pomyślał i rzucił się w stronę małej drewnianej chaty. Potwór nie chciał się już dłużej bawić. Uniósł swój oręż w górę i wypowiadał jakieś słowa w nieznanym ludziom języku, powietrze wokół bestii zgęstniało tak bardzo, że stało się widoczne, tak bardzo widoczne, że nawet kret wystawiony na promienie słoneczne mógłby je dojrzeć.
- Niech pochłonie cię grobowy wiatr! – zawyła istota i pewnym ruchem ostrza ku ziemi wystrzeliła falę powietrza, które ryło ziemię niczym tysiąc pługów z najprzedniejszej stali. Wędrowiec na swoje szczęście był już poza zasięgiem niszczycielskiego ataku i w pośpiechu wpadł do chaty. Zauważył, że wpatruje się w niego staruszek, który mimo sędziwego wieku wyglądał całkiem żywotnie. Twarz starca pokryta była bliznami, a jego oczy wydawały się wiele w swoim życiu widzieć. Długie, białe włosy opadające na jego ramiona zdawały się potwierdzać jego młodzieńczy zapał i siłę.
„Starcze, musimy uciekać! Demo..” – nie zdążył skończyć słowa.
„Wiem.. tu nic nam nie grozi.” – przerwał starzec. Wędrowiec zdawało się uwierzył w słowa starca i natychmiast się uspokoił. Starzec wstał i zapalił świecę, która była jedynym źródłem światła w jego biednie zaopatrzonej chacie. Chatka była mała składała się z dwóch pomieszczeń mniejszego, które było prawdopodobnie paleniskiem oraz nieco większego, w którym się teraz znajdowali. Gliniane kubki i wazony wydawały się być bardzo stare, może nawet starsze od samego gospodarza, ale ani staruszek ani rozsypujące się umeblowanie nie przykuło uwagi wędrowca tak jak ćwiekowany kufer leżący za starcem. Nie pasował on do wystroju wnętrza, a kłódka wyglądała na solidną, tak solidną, że nawet bestia na zewnątrz nie mogłaby jej zniszczyć.
„Dużo wody w rzekach upłynęło i miliony liści z drzew spadły od czasu, gdy Brama Sądu została zamknięta, więc usiądź wędrowcze i posłuchaj mojej opowieści.” – powiedział cicho staruszek.
„O czym chcesz mi opowiedzieć?” – spytał podróżnik siadając naprzeciw starca.
„O czasach gdy Requiem walczyło przeciwko hordzie przeklętych pomiotów” – odpowiedział starzec.
„Requiem?” – zapytał podróżnik
Jego oczy zapaliły się żywym ogniem, tak jakby całe swoje życie czekał na tę opowieść.
„Tak, Requiem… organizacja która została powołana by zebrać najlepszych wojowników królestwa Azarath, by ci z kolei wysłali demony przez Bramę Sądu z powrotem do ich przeklętego świata.” – szepnął starzec.
„Requiem…” – rzucił wędrowiec – „Członkowie Requiem nie byli zwykłymi wojownikami jak większość, prawda?”
Starzec spojrzał w oczy młodzieńca i uśmiechnął się zgadzając się z nim.
„Nie byli, urodzili się ze zdolnością kontrolowania many” – odpowiedział starzec.
„Many?.. Ach, masz na myśli siłę woli!” – wykrzyknął podróżnik.
„Nie, wy młodzi nazywacie to – siłą woli, ale mana nie jest siłą woli. Siła woli to cos co pozwala Ci przekroczyć własne granice, walczyć ze strachem i bólem. Mana to innymi słowy siła magiczna pozwalająca na wykorzystywanie żywiołów jako broni.” – sprostował starzec.
„Żywiołów? Masz na myśli ogień, wodę, ziemię i powietrze?” – zapytał wędrowiec otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
„Tak, ale zapomniałeś o najważniejszym i najpotężniejszym żywiole.” – powiedział starzec.
„Piąty żywioł?” – zapytał z zdziwieniem wędrowiec.
„Tak, jest nim mana sama w sobie. Znana jako czysta siła tworzenia i niszczenia” – wyszeptał starzec – „Ale nie będę już przedłużał, a teraz słuchaj.”
Starzec zaczął opowiadać historię z przeszłości.
„Ponad pięćdziesiąt lat temu, niemowlę wychowane przez obcych mu ludzi, znające swoje korzenie, miało zmienić wizerunek całego Requiem. Na imię mu było Drax, Drax Bloodpledge.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rozdział 1: Niespokrewnieni bracia.

Nad cytadelą Requiem zaczęło świtać słońce, pierwsze promienie przedzierały się przez okna zachodniej części strażniczych kwater. Wschodnie pozostawały nadal w cieniu grubego, potężnego muru który otaczał Requiem ze wszystkich stron. Przy południowym murze znajdowała się kamienna rezydencja arcymistrza Requiem z placem pośrodku z którego w górę pięła się wieża, była niewiele większa od mierzącego osiem metrów muru otaczającego fortecę. Wieża zrobiona była z purpurowego kamienia, Astralu, który cechował się niewrażliwością na wszelki rodzaj magii. Jako, że Astral był surowcem niezmiernie rzadkim stawiano z niego tylko najważniejsze budynki w całym Azarath. Na murach zaczęli pojawiać się strażnicy pełniący dzienną wartę, ci którzy czuwali całą noc z ubłaganiem czekali aż przybędzie się ich zmiennik. Taką właśnie nocną służbę pełnił Elias Bloodpledge, jednak nie udał się na spoczynek do swojej kwatery. Zaraz o świcie opuścił niewzruszone od lat mury Requiem. Wybiegł z cytadeli trzymając w rekach zawiniątko. Biegł w pośpiechu na zachód przez pastwiska w kierunku malutkiej wioski. Oprócz zawiniątka w rękach niósł walizkę oprawioną w niedźwiedzią skórę, którą zdarł z zabitego przez siebie Steelpawa. Steelpaw był ogromnym niedźwiedziem wytresowanym przez impy, który nękał pobliskie wioski. Mówiono, że Steelpaw ma skórę tak twarda jak łuski smoka, jednak Elias dwie zimy temu obalił ten mit wbijając swojego dwu ręczniaka, aż po samą rękojeść w plecy misia. Bloodpledge kontynuował swój bieg, pędził jakby goniło go stado diabłów, a może raczej jak by to on gonił to stado. W końcu dobiegł do granicy wioski i ubłagany, wyryty na drewnianej tabliczce napis „Peacebloom” pojawił się przed jego oczyma. Elias uśmiechnął się do siebie i spokojnym już krokiem wszedł do wioski. Ścieżka była ubita, a spieczona słońcem ziemia nie miała zamiaru utrudniać drogi przechodnim. Elias nie miał powodów do narzekań, dobrze pamiętał jak pewnego razu, mocno podpity szedł tędy w deszczowy wieczór. Potykając się upadł twarzą do rozwodnionej, błotnistej ziemi co prawie skończyło się uduszeniem, gdyby nie pomoc człowieka do którego teraz zmierzał. Przeszedł obok młyna i skręcił w prawą stronę zostawiając za swoimi plecami wielki wiatrak. Zapukał do drzwi chaty przy której znajdowała się kuźnia i wszedł do środka.
„Elias!” – wykrzyknął głos z kuchni – „Czy to ty?”
„Tak, przyszedłem jak mówiłem” – odpowiedział cicho.
„Przykro mi z powodu twojej żony” – odparł smutno kowal wycierając ręce w biała ścierkę. – „Jak myślisz co poszło nie tak?”
„Requiem…” – powiedział Elias załamując głos.
„Myślisz, że to ktoś z wewnątrz?” – zapytał niespokojnie gospodarz domu.
„Jestem tego pewien, Anya nie dałaby się tak łatwo zabić..” – wyrzucił z siebie strażnik – „Nie podczas zwiadu” – dodał po chwili.
„Na szczęście młodemu nic nie jest.” – powiedział spokojnie kowal.
W tym momencie Elias podał zawiniątko z dzieckiem kowalowi.
„Ma na imię Drax, a tutaj jest wszystko co może się przydać” – powiedział cicho i podał walizę kowalowi. Strażnik westchnął głęboko i ruszył pewnym krokiem w stronę drzwi wyjściowych.
„Bloodpledge!” – zawołał kowal – „Czy ty masz zamiar wrócić?” Strażnik zatrzymał się w progu i odwrócił głowę. Przeszył wzrokiem kowala tak, że ten poczuł ciarki przechodzące po plecach. Nie wiedział czy ma coś powiedzieć czy zejść mu z oczu.
„Nie wiem co przyniesie los, ale nie odłożę miecza dopóki nie wydrą mi go z mojej martwej, zaciśniętej dłoni.” – odpowiedział Elias i wyszedł. Słońce wzniosło się wyżej nad horyzontem a małe dzieci beztrosko bawiły się na dworze. Tylko samotny strażnik nie rozkoszował się promieniami świecącej gwiazdy. Szedł ze spuszczoną głową i smutną miną, chciałby cofnąć czas ale nie mógł. Nie mógł też pozostawić wszystkiego i rozpocząć życia od nowa. Żył dla Requiem, walczył dla Requiem, a teraz jego lojalność ma zostać poddana próbie. Dla kogo ma żyć? Dla Requiem któremu ślubował wierność i oddanie? Czy może rzucić się do walki przeciw oprawcom osoby którą kochał? Optymizmem jedynie napawała go myśl, że ród Bloodpledge przetrwa i dociągnie do końca niedokończone sprawy. Strażnik zacisną wargi i zmarszczył brwi, z gniewem ruszył przed siebie pędząc jak oszalały w stronę pól uprawnych. By po chwili zniknąć pomiędzy łodygami kukurydzy. Kowal wziął małego do pokoju gdzie siedziała jego żona z ich małym synem Melficem. Pokój był średnich rozmiarów ale wystarczało miejsca dla rodziców i dwóch niemowląt.
„Czy.. to jest dziecko Eliasa?” – zapytała niepewnie kobieta.
„Tak, ma na imię Drax” – odpowiedział kowal.
„Widzisz, Melfice będziesz miał braciszka.” – powiedziała uradowana kobieta, jednak spostrzegła, że jej mąż jeszcze bardziej posmutniał gdy to usłyszał.
„Co się stało, Borg.” – zapytała.
„Widzisz, Anae… Elias już nie wróci… właśnie rozpoczął się jego ostatni patrol..” – wyksztusił z żalem. W tym momencie Anae zrozumiała, że Bloodpledge wziął sprawy w swoje ręce. Spuściła głowę a łzy pociekły jej z oczu. Borg siedział obok swojej żony i tuląc małego Draxa wpatrywał się w walizę, którą podarował mu Elias. Nagle młody Bloodpledge się obudził, ale był dziwnie spokojny, można powiedzieć ze najspokojniejszy ze wszystkich domowników. Jego czarne oczka otworzyły się szeroko i spoglądał nimi na mieszkańców domu, na swoich nowych rodziców. Melfice który do tej pory tylko się wiercił na rękach matki uspokoił się i spojrzał głęboko w oczy Draxa, wydawało się, że chciał powiedzieć „Braciszku”, ale z racji wieku nie mógł wydobyć słowa. Był to pierwszy raz kiedy oba maluchy się spotkały, a już wyciągały do siebie malutkie rączki. Drax liczył sobie może 2 tygodnie natomiast Melfice starszy był od niego o kilka dni, jednak pomimo tak nieświadomego wieku maluchy w pewien sposób lgnęły do siebie, chciały przebywać razem tak jak by w pełni zdawały sobie sprawę z tego co się dzieje. Po chwili Borg oddał niemowlaka Anae, by ta się zajęła obojgiem chłopców, a sam postanowił sprawdzić zawartość walizy która otrzymał od Eliasa. Przyłożył palce do zatrzasków i nacisnął, z głuchym dźwiękiem zatrzaski odskoczyły, a waliza stanęła przed nim otworem. Zobaczył dużą skórzaną sakwę wypchaną po brzegi zlotem i kosztownościami. Blask kamieni szlachetnych niemal oślepił kowala. W walizie jednak było coś jeszcze, obok sakwy leżał mały mithrilowy wisiorek na srebrnym łańcuszku. Na wisiorku widniał napis wygrawerowany małymi literami „Na krew naszych ojców, przysięgam”. Borg mógł się tylko domyślać jakie jest znaczenie tych słów. W momencie gdy kowal przeglądał zawartość walizy, jego żona postanowiła usypać chłopców, patrzyła się na nich z wielkim zdumieniem. „Oni już widza w sobie przyjaciół” powtarzała cicho i nie mogła uwierzyć, że takie braterstwo może narodzić się już kilka tygodni po przyjściu na świat. Kiedy niemowlęcia zasnęły weszła do pomieszczenia gdzie siedział jej mąż.
„Borg, czego masz taka przerażoną minę?” – zapytała
„Sama zobacz…” – odpowiedział i pokazał Anae wiadomość jaką zostawił Elias w walizce. Anae natychmiast zaczęła czytać.
„Wiem, że to mój koniec, nadzieję zostawiam tym którzy jeszcze naiwnie wierzą w sprawiedliwość Requiem. Zeszłej nocy użyłem wszystkich moich sił, całej mojej many by zniszczyć Moonglow, udało mi się przełamać ostrze na trzy części i odseparować rękojeść, są one ukryte na drugim dnie walizy. W rękojeści schowana jest garść księżycowego prochu który powinien wystarczyć aby przekuć broń od nowa. Borg, przyjacielu, jesteś jedynym kowalem który jest w stanie to zrobić. Przekuj Moonglow, kiedy Drax będzie gotowy by go dzierżyć. To jemu powierzam przyszłość Bloodpledge i blask nocnej gwiazdy.”
Anae stała jak wryta, a jej ręce trzęsły się. Jej twarz posmutniała bardziej niż kiedykolwiek. Ta młoda dziewczyna jeszcze nigdy nie czytała czegoś takiego, listu który tak bardzo przypomina testament, testament człowieka który nigdy nie myślał o śmierci.
„Głupiec…” –sapnął kowal –„ Moonglow była najlepiej wywarzoną bronią jaką widziało Requiem, jak on chce…”
„Ta broń.. z którą odszedł…” – przerwała Anae.
„Tak.. należała do jego żony, to prywatna zemsta” – powiedział cicho Borg.
Stali tak przez dłuższą chwile wpatrując się w siebie nawzajem. Bezradność malowała się na ich twarzy, a kowal coraz mocniej zaciskał pieści. Widać było ból w jego szarych oczach które nigdy wcześniej nie były tak smutne jak teraz. Nagle z sypialni rozległ się krzyk dziecka.
„Już idę Mel!” – zawołała Anae i poszła uspokoić synka, kowal stał jeszcze chwilę i patrzył w kamienną ścianę swojego domu. Zawsze pod tą ścianą przy kominku przesiadywał ze strażnikiem i jego żoną, gdy przychodzili w odwiedziny. „Cholera.. muszę coś zrobić” pomyślał kowal i wyszedł do kuźni która znajdowała się przy ogrodzie. To była jego naturalna reakcja, kiedy był smutny bądź zdenerwowany. Wtedy właśnie wykuwał najprzedniejsze bronie. Być może dlatego, że wkładał w to więcej przemocy niż zwykle, a może dlatego, że wykuwając coś co przewyższało wszystkie inne jego twory dawało mu prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Mały Melfice uspokoił się kiedy tylko usłyszał głos matki. Mocno chwycił swoją delikatną, niemowlęcą dłonią jej palec i po chwili zasnął. Drax spał spokojnie, jakby całkowicie odciął się od rzeczywistości. Jedynie poruszająca się klatka piersiowa pod wpływem rytmicznego wdychania i wydychania powietrza była oznaką życia malucha. Z kuźni dochodziły głuche dźwięki uderzania stalą o stal, a iskry sypały się na wszystkie strony. Kowal z wielkim zapałem i siła uderzał o zakrzywiony kawał metalu. Nie przypominało to zwyczajnego ostrza, było ono zaokrąglone z obu stron niczym ostrze kosy, jedno było pewne, takiej broni nie widziano jeszcze ani w Azarath ani na kontynencie. Zbliżał się wieczór, a Borg nadal wykuwał swój oręż, to raz podgrzewając go w wielkim piecu do czerwoności, to znów schładzając go i ostrząc na całkiem sporej, obrotowej osełce. Anae siedziała w kuchni i przygotowywała kolacje dla całej rodziny gdy nagle rozległ się krzyk dzieci. Szybko pobiegła sprawdzić co się stało i ku jej zdumieniu tym razem i Drax płakał, jednak zapach wydobywający się łóżeczka nie dawał wiele do myślenia.
„No pokażcie co tam zrobiliście” – powiedziała ze spokojem Anae i podniosła ściągnęła pieluchę Draxa – „No, kupka jak na strażnika przystało!” – roześmiała się. Przewinęła Draxa i Melfice’a, który w przeciwieństwie do swojego rówieśnika jedynie popuścił w pieluchy. W końcu przyszła pora wieczerzy. Anae wraz z dziećmi zasiadła do stołu, pozostało jej czekać tylko na swojego męża. Po chwili Borg wszedł do domu, w poprzepalanym przez iskry fartuchu. Pochyliwszy się nad miednicą umył twarz i ręce po czym zrzucił z siebie zniszczony fartuch. Po jego minie było jednak widać, że nadal nie może przestać myśleć o swoim przyjacielu, ale w chwili gdy spojrzał na stół jego twarz nieco rozpromieniała.
„Królik w sosie pieczarkowym, że też wiedziałaś co bym zjadł.” – powiedział.
„Myślałam, że to poprawi ci humor wiec…” – Anae nie dokończyła zdania
„Uwierz, jeszcze dużo czasu minie zanim się oswoję z faktem, że go już nie zobaczę.” – przerwał Borg. Anae czuła, że nie należy drążyć dalej tego tematu, gdyż wystarczająco bolesna była poranna rozmowa z Eliasem.
„Kochanie, możesz mi powiedzieć nad czym pracowałeś cały dzień?” – spytała Anae.
„Spójrz na Melfice’a, jeśli już teraz tak się zżył z Draxem, to myślisz, że pozwoli mu później pójść samemu w ślady ojca? – odpowiedział spokojnie kowal.
„Miałam cichą nadzieję, że..” – urwała Anae
„Że, zostanie kowalem, czy tak?” – skończył Borg. Anae tylko skinęła głową.
„Trzeba patrzeć w przyszłość, a dzień wczorajszy zostawiać głupcom.” – powiedział cicho kowal i zatopił zęby w dobrze wypieczonym króliczym mięsie. Maluchy uczepiły się piersi matki i także zaczęły się posilać, Anae spojrzała w stronę kuźni i zauważyła jak blask księżyca odbija się w dopiero co wypolerowanym zakrzywionym ostrzu. Połyskiwało ono i migotało księżycowym światłem, takie piękne a jednocześnie takie odrażające. „Idealne piękne i idealnie zabójcze zarazem” Pomyślała kobieta i wstała od stołu.
„Nie jesz nic, Anae?” – zapytał kowal.
„Nie, jadłam wcześniej, pójdę położyć spać małych” – odpowiedziała i wyszła z jadalni.
Kowal dojadał resztki królika, gdyż cały dzień spędził nad swoim nowym dziełem i nie miał nic w ustach od wielu godzin. Księżyc był już wysoko nad horyzontem a kowal nadal siedział w jadalni. Drzwi prowadzące na kuźnię były już zamknięte, na stole leżało zakrzywione ostrze i mnóstwo skór zwierzęcych i innych materiałów których używał do robienia rękojeści mieczy. Po środku ostrza od strony wewnętrznej znajdowała się wystająca, zaokrąglona płytka z czterema otworami. Płytka była nieco grubsza od samego ostrza jednak stanowiła z nim jednolitą całość. Kowal wyściełał całą płytkę skórą, to samo uczynił z otworami po stronie wewnętrznej. Płytka miała pełnić rolę rękojeści tej oto broni. Mały ciężar ostrza, kształt i krótka, bezpośrednio przylegająca rękojeść sprawiały, że tą bronią dało się bardzo szybko manipulować. Centralne umiejscowienie rękojeści w pełni chroniło dłoń przed obrażeniami a kształt ostrza pozwalał na szybkie parowanie i wyprowadzanie kontrataków. Przynajmniej takie było założenie kowala, jednak opanowanie sztuki walki takim orężem mogło się okazać niewykonalne, w szczególności że zdani byli na własną wyobraźnie. Nie było nikogo na świecie prócz kowala kto by miał tę broń w ręku, a co dopiero używał jej w boju. Po wielu godzinach pracy nad dziwacznym narzędziem do zabijania, Borg w końcu poszedł do sypialni i niemalże nieprzytomny padł na łóżko, i natychmiast zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ka_el
Staff Sergeant


Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ... next door to the Alice. Alice, who the f*** is alice?
Płeć: Mężczyzna

Próbowałem doszukiwać się analogii do któregoś ze znanych mi systemów RPG. Nie wiem sam dlaczego ale najbardziej nasuwa mi się na myśl Might and Magic. Trafiłem choć w części?Smile

Pisz chłopie, pisz... Praktyka czyni mistrza.
Poza tym z zaciekawieniem przeczytam dalszą część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Drax
Administrator


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

ogolnie nie skupiam sie na RPG, choc czasem czerpie z nich pomysly Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Requiem: Opowieść starego człowieka (Prolog)
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu