Forum Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku Strona Główna


Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Nisku
OFICJALNE FORUM
Odpowiedz do tematu
Opowiadnie no3
GenKenobi
Forum Master


Dołączył: 26 Wrz 2007
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nisko City
Płeć: Mężczyzna

UWAGA! HISTORIA JEST FIKCYJNA! Tylko postacie są prawdziwe!

I. –Hej chłopaki, oto nowy szef kompani E! Sierżant Lipton! Ma nam coś do powiedzenia!
-Przykro mi to mówić panowie, ale idziemy w bój.
Na sali zapanowała cisza. Każdy cieszył się z zakończenia działań wojennych i nawet nowym z uzupełnień nie spieszyło się do walki. Ale rozkazy to rozkazy. Następnego dnia oficerowie udali się do sztabu pułku po plany nowej operacji. Nosiła nazwę „Amor-Fist” i była całkowicie obmyślana przez generała Pattona, istnego geniusza taktyki wojsk pancernych. Operacja miała zostać przeprowadzona w Ardenach, spadochroniarze dostali rozkaz opanowania Bastogne i Foy, kluczowych dróg dla wojsk pancernych. Dzięki tej zagrywce wojska pancerne mogły wpaść w głąb Niemiec. Tymczasem dzięki działalności podwójnych agentów miano rozpuścić plotki o operacji „Market-Garden”. Ta fikcyjna operacja dostała swojego dowódcę i żołnierzy, aby jeszcze bardziej zmylić Niemców.
Operację zaplanowano na 4 września. Kompania E razem z Kompaniami D i F miały opanować Bastogne.

II. –Brakowało mi C-47 – powiedział Dziki Bill
-Wreszcie coś się dzieje. Nie mogłem już usiedzieć na dupsku!
Kompania E przygotowywała się do załadowania na samoloty. Dla wielu to miała być pierwsza misja bojowa w życiu.
-Pamiętajcie, skakać musicie gotowi do walki! – instruowali starsi koledzy.
W końcu w godzinach wieczornych samoloty wystartowały w kierunku Ardenów. Niektórzy omawiali jeszcze szczegóły planów operacji.
-Ah, uwielbiam ten warkot – westchnął Malarky.
-Ta, jest niesamowicie przyjemny – odpowiedział Skip.
Kiedy zbliżali się nad strefy zrzutu, nie terkotały działka, nie słychać było dudniących wybuchów pocisków odłamkowych. Była cicha, spokojna noc 4 września.
Zapaliły się czerwone światła.
-Powstań! Przygotować się! Meldować!
Po chwili zapaliło się zielone światło.
-Skaczemy!
Ciemne niebo zaroiło się od setek spadochronów.
Po chwili było po zrzucie. Spadochroniarze przedzierali się do Bastogne.
-Jest jak w Normandii. No prawie- zasugerował Perconte.
-Ta-a. Tylko nie strzelają Szwaby.
Kompania E przedzierała się przez las otaczający Bastogne. Kompania D miała ubezpieczyć samo miasto, natomiast F i E wyprzeć Niemców z lasu wokół Bastogne i przygotować się do przybycia Pattona.
-Trochę za cicho..-szepnął Miller.
-Oh, młody, zamknij się! Bo jeszcze jakiś szkop cię usłyszy!- odpowiedział Bill.
Jeszcze nie nastał świt. Prowadzenie patrolu w takich warunkach nie było łatwe.
W pewnej chwili ciszę przerwał charakterystyczny odgłos MG-42.
-PADNIJ!-krzyknął Lipton.
Pociski rozrywały krzaki i gałęzie nad głowami żołnierzy. Ostrzał trwał chwilę, ale żaden z żołnierzy nie potrafił się ruszyć.
-Luz, nadaj do dowódcy, ze spotkaliśmy szkopów. Don, Bull, Martin, weźcie jeszcze paru chłopaków i udajcie się na rozpoznanie.
Spokojna noc skończyła się. Szczególnie nowi nie potrafili się przyzwyczaić do nowej sytuacji.
-Doc, mamy rannych?
-Ramirez został draśnięty, ale nic mu nie będzie.
Znowu MG zaczął terkotać, ale tym razem w innym kierunku.
-Może ostrzeliwują tych z F?
-Cholera wie…
Po kilku minutach wrócił Martin.
-Lip, musimy czekać do świtu. Nie damy rady się przedrzeć. Nie znamy stanu Niemców.
-OK., postój. Nie będziemy ryzykować. Okopcie się przy okazji.
Pierwsza wymiana ogni w Amor-Fist nastąpiła.
Wkrótce miał nadejść czas na kolejną.

III.
-Ogień osłaniający!
Wśród świstu kul żołnierze rozstawiali ckm-y. Błyski strzałów pojawiały się po obu stronach. Między drzewami następowały wybuchy granatów.
-Przyciśnijcie ich ogniem! – rozkazał Winters. – Nie dajcie im się wychylić z ich okopów!
Była 6 rano, słońce zalewało las różowawym blaskiem. Ledwo przebudzeni spadochroniarze musieli wywalczyć pozycję do zajęcia Bastogne. Walka była niezwykle zacięta. Pociski śmigały od pozycji do pozycji, gałęzie spadały z drzew, a echo wystrzałów niosło się po całym lesie. Jak tylko jakiś szkop się wychylił, cały ostrzał koncentrował się na nim. Lufy karabinów dosłownie parowały od rozgrzania. Nie było jednak czasu na przerwę. Zdobycie Bastogne było zbyt ważne. Jednak niełatwo pokonać kogoś, kto wierzy w Ostateczne Zwycięstwo.
Opór Niemców zaczął słabnąć jednak słabnąć. Koło 7 rano już było po wszystkim. Do niewoli dostało się 300 Niemców.
-Mamy wieści od kompani F i D? – zapytał się Winters.
-Nie. – odpowiedział Luz.
-No dobrze. Jak tylko coś będziesz miał, daj mi znać. Nadaj, ze las zostałzdobyty. Lipton?
-Tak jest.
-Zbierz kilku ludzi i udajcie się na rozpoznanie do Bastogne. Tylko uważajcie na siebie.
-Rozkaz! Martin, Peacock, Bull, Buck, Bill, Joe, Heffron, chodźcie!
Grupa zaczęła przedzierać się przez gęstwinę lasu. Napotykali się co chwilę na trupy niemieckich żołnierzy oraz na porzucony ekwipunek. Po porannej walce w lesie nastąpiła niezwykła cisza. Czasem zastukał dzięcioł, albo zaśpiewał jakiś ptak.
Patrol cały czas szedł w szyku, który pozwalał im ubezpieczać siebie nawzajem. Powoli zbliżali się do miasta.
W pewnym momencie usłyszeli pojedynczy wystrzał.
-Snajper?
-Może. Padnij!
Przywarli do ziemi, jednak nadal obserwowali i nasłuchiwali.
-Że też nie wziąłem Shifty’ego. – szepnął Lipton.
-Może się trochę podczołgamy?
-Dobry pomysł. Prowadzę. – odpowiedział Lipton.
Powoli przedzierali się przez krzaki. Stale byli czujni na wszelki podejrzany ruch. W końcu usłyszeli rozmowę dwóch Szwabów.
Lipton nakazał ruchem ręki postój. Po chwili Nakazał powstanie. Żołnierze zerwali się na równe nogi, z bronią gotową do wystrzału. Kompletnie zaskoczyli dwóch Niemców.
-Hende hoch! Raus! – krzyknął Martin.
-No to was mamy, śmierdzące dupki! – powiedział Bill.
-Zabieramy ich. Powinni nam powiedzieć co nieco o tych w mieście. – nakazał Lipton.
-Jesteś pewien Lip? – zapytał się Buck.
-A co proponujesz?
-Wyślijmy Heffrona, Martina i Peacocka z nimi do kapitana. A my kontynuujmy patrol.
OK., dobry pomysł, tak zrobimy. Po chwili reszta grupy dalej zaczęła swoje podchody do Bastogne. Kiedy doszli, rozdzielili się i zaczęli obserwować ważniejsze punkty i zgrupowania Niemców. Po godzinie obserwacji zebrali się w miejscu zbiórki i udali się z powrotem do kompani.
-Kapitanie.
-Witaj Lip. Co słychać w Bastogne?
-Co najmniej kompania piechoty. Cztery czołgi, w tym dwa Tygrysy. Jest jeszcze kilka dział i świetnych miejsc dla snajperów.
-Hm, to może być problem. Spróbuję się skontaktować z pancernymi i skoordynować z nimi atak. Godzina na odpoczynek, potem ruszamy.


IV.
Dowódcy oddziałów zebrali się wokół kapitana Winters.
-Słuchajcie. Razem z kompanią D flankujemy Bastogne. Kompania F stara się zlikwidować działa na głównej ulicy w mieście, będą iść od strony drogi. Musimy uderzyć wcześniej i zająć uwagę Szwabów. Ważne jest też zlikwidowanie obsługi dział. Może je wykorzystamy przeciwko ich czołgom, zobaczymy. Jakieś sugestie?
-Sir, co z czołgami?
-I tu jest najciężej. Nie możemy użyć moździerzy. Cała nadzieja w drużynach z bazookami. Niech zostaną w odwodzie i niech będą nieco lepiej osłaniane. Jeszcze coś?
-Nie.
-OK. Panowie, czas dokopać szkopom.
Żołnierze zebrali broń i ruszyli przez las. Cel – Bastogne. Marsz do Bastogne wspomina Webster w jednym ze swoich listów.

„Ta cisza w lesie, czasem przerywana przez śpiew jakiegoś ptaka. Ale nasze umysły były zaprzątnięte czekającą nas walką. My, starzy wyjadacze, nawet się nie przejmowaliśmy. Ale nowi się denerwowali. Widać to było po nich. Szczęk gałęzi. Szelest liści. Oddech żołnierzy, bicie serc… Po kilku minutach marszu dostrzegliśmy rysy budynków”

Kompania E zwolniła. Pierwszy pluton ruszył po chwili dalej, zmierzając na lewo. Drugi pluton ruszył przed siebie, w kierunku zabudowań. Trzeci ruszył w kierunku drogi wylotowej, jako wsparcie dla kompani F.
Hoobler zauważył Niemca załatwiającego potrzebę pod budynkiem. Podniósł rękę w geście zatrzymania się. Podszedł do niego Bull.
-Co jest Hiob?
-Omijamy czy zabijamy?
-Przejdźmy jeszcze parę kroków. Nie ma potrzeby robić niepotrzebnego alarmu. Ruszajmy.
Ominęli cicho wrogiego żołnierza i zaczęli przedzierać się przez krzewy rosnące na skraju lasu. Kiedy tylko wypadli z krzakó podbiegli pod ścianę budynku. Nikt ich nie zauważył. Po chwili pluton wszedł do budynku przez tylne drzwi. Na pierwszym piętrze spotkali trzech Niemców pijących ostatniego w życiu sznapsa.
-OK., zająć pozycje w oknach. Bazooka, czekajcie na korytarzu razem z Malarkeyem i Toyem.
Drużyna Bulla zaczęła ostrzeliwać pozycje wroga. Niemcy byli zdezorientowani w pierwszej chwili. Nim się pozbierali, stracili kilkunastu żołnierzy.

W tym czasie drugi pluton związał walką obsługę dwóch armat kalibru 88 mm. Walka była szybka. Lipton nakazał szybko się przemieścić na drugą stronę ulicy. Kiedy tylko pluton zajął pozycje, usłyszeli złowrogi terkot gąsienic.
-Co nadjeżdża?
-Oby nie Tygrys…
-Nie! To Stug IV.
-No to szlus.
Pocisk został załadowany do rury. Obsługa bazooki przycupnęła przy rogu budynku. Po chwili pojawił się czołg. Nie wyjechał z ulicy zbyt fortunnie. Pocisk z bazooki trafił czołg w silnik. Fontanna płomieni i grad metalowych szczątków posypał się na ulicę.
-Świetna robota! Ruszajmy dalej. Karabin maszynowy niech zajmie miejsce na pierwszym piętrze tego bloku!
Trzecia drużyna miała w miarę łatwą przeprawę. Niemcy byli zbyt zaabsorbowani walką z oddziałem Moose’a, żeby zwrócić uwagę na kompanię F. To była istna rzeź. Jednak bitwa nie dobiegła końca. W mieście pozostało jeszcze kilka czołgów i oddziałów niemieckich. A największym zmartwieniem były Tygrysy.
Kompania E przedzierała się do centrum miasta, kiedy nagle zza rogu wyłonił się Tygrys. Wystrzał zmiótł Millera i Hashey’a. Żołnierze zaczęli się wycofywać, a Niemcy napierać. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Kolejny strzał zranił Webstera, Bulla i Martina. Nagle Tygrys eksplodował. Niemcy również spanikowali z jakiegoś powodu i zaczęli rzucać broń i podnosić ręce. Okazało się że od drugiej strony do miasta wjechały oddziały pancerne generała Pattona. Niemcy w ogóle się tego nie spodziewali. Podobnie żołnierze kompani E. Po godzinie walk miasto dostało się w ręce Aliantów. To był kolejny sukces kompani E.
Za zasługi Lipton i Bull zostali awansowani na stopień podporucznika. Kompania udała się na odpoczynek do Francji. Mieli czekać na kolejne rozkazy i odpoczywać.

V.
Nadszedł czas na odpoczynek. Po udanej kampanii w Ardenach cała 101 DPD świętowała. Patton dosłownie zmiażdżył Niemców, a to w dużej mierze dzięki spadochroniarzom.
Do kompanii E dotarły uzupełnienia. Oficerowie przygotowali program ćwiczeń, żeby rekruci nie pozostali w tyle za bardziej doświadczonymi kolegami. Krążyły pogłoski o nowej operacji. Jednak weteranom walk w Normandii i Ardenach nie spieszyło się do nowych bitew. Chcieli spędzać wieczory w barach, rozmawiając i podrywając miejscowe dziewczyny. Każdy wiedział jednak, że ten stan rzeczy nie mógł wiecznie trwać.
W końcu, pochmurnego poranka 25 października do sztabu kompanii E napłynęły nowe rozkazy. Winters zwołał po południu wszystkich żołnierzy kompani E.
-Dzień dobry koledzy. Nadeszły nowe rozkazy.- mówiąc to odsłonił mapę. – Oto nasz cel, jakże upragniony przez wielu z was. Jak wiece Patton przekroczył Ren i wbił się potężnym klinem w głąb Niemiec. Jednak znowu potrzebuje naszej pomocy. Naszą strefą zrzutu są zachodnie przedmieścia Berlina. Lotnictwo powinno częściowo oczyścić ten obszar.
-Co my będziemy robić w Berlinie, sir?
-Zabezpieczymy budynki, zlikwidujemy obsługę dział, zapewnimy wsparcie wojskom pancernym. To wszystko. Przygotujcie się, jutro rano wyjeżdżamy na lotnisko.
Wieczorem tego samego dnia załadowano żołnierzy do ciężarówek. Wśród żołnierzy panowała atmosfera podniecenia.
-No wreszcie Berlin! A już się bałem, że Ruscy zajmą!- cieszył się Joe Toy.
-Ta, pamiętaj o przywiezieniu wąsika Adolfa do domu!- przypomniał mu Bill.
-Spokojnie, pierwsze, co zrobię jak wyląduję to go poszukam!
Najbardziej tej misji obawiali się nowi. Widać po nich było mieszaninę strachu i podniecenia. Cały czas dopytywali się starszych jak to jest.
Po kilku godzinach nocnej podróży dotarli na miejsce. Żołnierze wysiedli, ubrali spadochrony, sprawdzili ekwipunek i rozchodzili się do swoich drużyn. Po 20 minutach wszyscy zajęli miejsce w samolotach.
-Znowu kochana Dakota…-rozmarzył się Hoobler.
-No, tylko nie zostań przypadkiem w niej! – powiedział Webster.
-Ani myślę! Muszę dorwać w końcu Lugera! Wojna się kończy a ja nie mam żadnej zdobyczy!
W końcu silniki z warkotem obudziły się do życia. Piloci ucichli. Maszyny po kolei kierowały się na swoje pasy startowe. W końcu pierwsza z rykiem wystartowała, a za nią kolejna i kolejna. Kompania E w milczeniu żegnała się z Belgią i przygotowywali się do swojej ostatniej bitwy w Eurpie….

VI.
-Przygotować się!- nakazał Winters.
Wszyscy jak jeden mąż podnieśli karabinczyki.
-Wstać! Zaczepić się! Sprawdzić!
Zółnierze sprawdzili ekwipunek i po kolei zameldowali isę dowódcy.
Po chwili wnętrze samoloty wypełnił słaby blask zielonego światła.
Żołnierze 101 DPD skakali wśród wybuchu pocisków i świstu kul. Pod nimi był ich główny cel - ciemne ulice Berlina. Widzieli tylko ognie z gdakających działek p-lot. Kiedy tylko pierwsi żołnierze dotknęli gruntu, szybko odpinali spadochrony, brali broń i ruszali do akcji. Kompania E dostała nakaz oczyszczenia ulic w zachodniej części stolicy III Rzeszy. Nie mieli dużo czasu, a do zlikwidowania była masa celów. Lądowanie odbyło się o 4 rano, 16 października. Wojska generała Pattona miały do nich dotrzeć o 7 rano.
-Panowie, zaczynamy zabawę! - powiedział Buck. -Tylko nie dajce się teraz zabić!
-Tak jest, sir! - odpowiedziała chórem jego drużyna.
Pierwszym celem była jedna z głównych ulic, najeżona stanowiskami ckmów i moździerzy. Buck zdecydował, zeby najpierw zająć kamienicę i z niej poprowadzić ogień. Kiedy tylko wbili do kamienicy napotkali kilku jeszcze niedobudzonych Niemców. Szwaby nie dokończyły porannej kawy. Po chwili drużyna Comptona zajęła okna. Nie tego się szkopy spodziewały. Fontanna ognia i stali wystrzliła z okien. Niemcy byli przerażeni. Obsługi moździerzy padły jako pierwsze, kilka granató rozniosło w mig gniazda MG-42. Walka skończyła się równie szybko jak się zaczęła.
W tym czasie drużyna Moose'a miała zabezpieczyć niewielki placyk, na którym zadomowiła się bateria dział p-panc. 88 mm. Osłaniane były przez kilka stanowisk MG-42. Moose rozdzielił drużynę na dwie mniejsze: pierwszą prowadził Peacock, drugą Bull. Peacock miał odciagnąć ogień MG-42, co miało dać czas Bullowi i jego zepsołowi na zarzucenie ich granatami. Jednak już na samym początku prztrafił się pewien problem. Kiedy Moose kończył omawiać plan, dałsię słyszeć terkot gąsienic. Porucznik szybko nakazał przemieścić się do najblizszego budynku. Z tamtąd mieli dobry punkt widokoy i na plac i na nadjeżdżające dwa Tygrysy Królewskie i Jagdtigera.
-Nic dobrego nas nie czeka... - mruknął Luz.
Spokojnie.. - mruknął Moose. -Dajce bazzokę, spróbujemy stąd co nieco roznieść.
Pierwszy pocisk ze świstem pokierował się na jedno z dział. Niemieccy działonowi zostali rozerwani, a ich strzępy spadły na zdezorientowanych kolegów. Szukano sprawcy, ale Szwaby były zbyt przestraszone, żeby cokolwiek przemyśleć. Drugi pocisk trafił prosto w gniazdo MG-42. Kolejna fontanna ciała, krwi, metalu i ziemi. Trzeci pocisk wystrzelono w kierunku Tygrysa, dokłądnie w przedział silnikowy. Eksplozja rozerwała tył, a z pod włazu zaczęły unosić się kłęby dymu. Spanikoani żołnierze zaczeli pospiesznie uciekać. Prosto pod gąsienice nadjeżdźających Pershingów.
-To nasi! Strasznie szybkie kowboje! A my tu dopiero zaczęliśmy zabawę! - wrzasnął Luz.
-Otworzyć ogień! - krzyknął Moose.
To była istna rzeźnia. drugi Tygrys został rozerwany pociskiem z działa 90 mm jednego z Pershingów. Jagdtiger zamirzał strzelić, ale nie zdążył. Tuż za "wieżą" trafił go pocisk z bazooki.
Gdyby nie brawurowa akcja porucznika Moose'a, kto wie, jak ten niewielki epizod Bitwy Berlińskiej by się skończył...
Zachodni Berlin został zajęty w ciągu dwóch godzin. kompania E oraz F i D pomagały wyprzeć Niemców z miasta. Zołnierzelikwidowali stanowiska broni przeciw pancernej. Bitwa toczyła się niezwykle szybko. Niemcy nie zdążyli nawet przygotować odpowiedniej lini obrony w Centrum. Dodatkowo Szkopom utrudniały życie ciagłe naloty. Często nie słyszeli zblizajacej się stalowej śmierci prze zogłosy wybuchów i ryk samolotów.
Wieczorem Alianci świętowali. Na Reichstagu powiewały cztery flagi: Angielska, Amerykańska, Francuska i Polska. Nastąpił koniec wojny w Europie. Kilka dni później Keitel podpisał akt kapitulacji Niemiec.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Opowiadnie no3
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu